Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Śnieg, lód i łzy

Igrzyska i polskie nadzieje

Początek igrzysk, początek emocji. Początek igrzysk, początek emocji. Sue and Marty / Flickr CC by SA
Nim zapłonął olimpijski znicz, musiano ogłosić żałobę po śmierci gruzińskiego saneczkarza. Ale mimo to igrzyska ruszyły. Zaczęły się emocje, również dla nas.
Tomasz Sikora poległ w starciu z mokrym śniegiem.Paweł Kopczyński/Forum Tomasz Sikora poległ w starciu z mokrym śniegiem.

Dobrze, że skoki narciarskie otwierają kalendarz igrzysk, a jeszcze lepiej, że mamy Adama Małysza, bo czekanie na olimpijski medal jest frustrujące i bardzo się dłuży. Gdy nie idzie, atmosfera gęstnieje. W kibicach kipi niedosyt, sportowców uwiera gorset oczekiwań, gazety mają używanie. Znamy to aż za dobrze, choćby z poprzednich zimowych igrzysk w Turynie, gdzie przez kolejne dni medale nie chciały wpaść w polskie ręce, aż wreszcie, za pięć dwunasta, honor uratowali Justyna Kowalczyk i Tomasz Sikora.

W Vancouver, jeśli chodzi o Małysza, nadzieje były umiarkowane. Przeważała ciekawość, czy mistrza z Wisły stać jeszcze na zryw, czy ten luźny i refleksyjny styl bycia (całkiem przecież niemałyszowy, bo mistrz poza skocznią zwykle bywał spięty jak agrafka) brać za pomyślną wróżbę. Okazało się, że Małysz jest mocny jak dawniej. Wymknął mu się tylko Simon Ammann; zafundował wszystkim powtórkę z igrzysk w Salt Lake City. Trzeba podziwiać szwajcarskiego skoczka, bo trzykrotne złoto olimpijskie daje miejsce w historii między największymi sławami sportu, ale trzeba też podziwiać Małysza – za upór i cierpliwość w poszukiwaniu zaginionej formy i za to, że odnalazł ją w momencie najważniejszej próby. To w końcu cecha mistrzów. I nie ma co dziwić się jego zaszklonym oczom, najpierw po tym, jak już wiedział, że medal ma w kieszeni, a potem podczas dekoracji.

Małysz jest bowiem mężczyzną po przejściach. W ostatnich sezonach nieraz wpadał w czarną dziurę, coraz częściej słyszał: umarł król. Nie wygrał ważnych zawodów od prawie trzech lat, miejsca na podium zdarzały się od święta. Złoty medal olimpijski pozostał jego jedynym sportowym niespełnieniem, więc zakasał rękawy i zdał się na mądrość fińskiego trenera Hannu Lepistoe. Ich drogi zeszły się po raz pierwszy w 2006 r.

Polityka 8.2010 (2744) z dnia 20.02.2010; Ludzie i obyczaje; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Śnieg, lód i łzy"
Reklama