Martyna Bunda: – Pamięta pan głośną przed kilku laty sprawę morderstwa w butiku Ultimo?
Prof. Tomasz Maruszewski: – Sklepowa była oskarżona o postrzelenie koleżanki i zabicie jej męża. Ta koleżanka przeżyła i zeznała potem, kto do nich strzelał.
Ostatecznie sklepową skazano na 25 lat. Sąd oparł się na opinii biegłych, że świadek jest osobą wiarygodną, pozbawioną skłonności do konfabulacji. Uznał więc, że to, co kobieta mówi, jest prawdą.
Z faktu posiadania pewnych właściwości przez jakąś osobę nie powinno się jeszcze wyciągać wniosku, że pamięta ona dokładnie jakieś wydarzenia. Bo może być tak, że pamięta jedynie fragmenty. Może nawet nieistotne z punktu widzenia śledztwa. A całą resztę rekonstruuje sobie po fakcie.
Mechanizmy zapamiętywania
Można więc nie pamiętać, kto do nas strzelał?
W pewnych wyjątkowych przypadkach można. To akurat wiemy na pewno. W kryminologii stosuje się termin: syndrom skupienia na broni. Amerykańska psycholog Nancy Steller prowadząc badania nad ofiarami napadów na banki, stwierdziła, że te osoby często pamiętają tylko wybrany fragment wydarzenia. Konkretnie – lufę broni i to, co znajdowało się w ciasnym na kilka centymetrów polu widzenia wokół niej. Lufę potrafią opisać z detalami, ale nie pamiętają innych szczegółów. Potem Sven-Ake Christianson nazwał to pamięcią tunelową.
Ludzie przyznawali się, że nie pamiętają nic więcej?
Ludzie niechętnie się do tego przyznają. Zwykle usiłują uzupełnić luki w pamięci. Odwołują się wtedy najczęściej do tak zwanych skryptów poznawczych, które dotyczą typowego przebiegu podobnych wydarzeń.
Typowego przebiegu napadu? Skąd to niby mają znać?
Z filmów.
Żartuje pan.
Nie żartuję. Przy okazji badań nad ofiarami napadów na banki wyłapano ten mechanizm. Luki w pamięci zwykle uzupełnia się na podstawie posiadanych już skryptów poznawczych, na które składa się nasza wiedza o świecie, ale też konwenanse, stereotypy, którymi się kierujemy. Dzięki filmom tworzymy sobie skrypty. W rzeczywistości ci, którzy napadają na bank, zwykle się denerwują, są zestresowani, mogą się im trząść ręce, pot może im się lać na oczy. Ale ofiary napadów pamiętają zimnych, opanowanych drani – tak jak to wcześniej widzieli w filmach.
A czy wspomnienie można zasugerować?
Bardzo łatwo jest to zrobić, o ile to, co zasugerujemy, będzie spójne z tym, co dana osoba wie, myśli o świecie. Np. badanych pytano, jakie postacie pamiętają z dzieciństwa z wycieczki do Disneylandu. Część zawsze wymieniała Królika Bugsa, bo tak im się kojarzyło, choć królika nie mogło tam być – jest własnością konkurencji Disneya. Gdy w rogu sali, w której prowadzono badanie, umieszczano figurkę królika, grupa tych, co go rzekomo pamiętali, mocno rosła.
Mechanizmy zapominania
Ale nie byli to wszyscy. Od czego to zależy?
Z badań wynika – a dużo ich prowadzono – że jest tylko jedna cecha, która różnicuje ludzi pod tym kątem: tendencja do twórczego posługiwania się wyobraźnią. Bo poza tym cechy osobnicze mają bardzo niewielki wpływ na mechanizmy rządzące naszą pamięcią. Ale niestety teraz wynaleziono różne techniki manipulacji, które powodują, że grupa przypominająca sobie królika z Disneylandu dramatycznie rośnie. Wykorzystuje to reklama. Bo spece od niej wiedzą, że jeśli skutecznie zasugerujemy widzowi, iż jakiś produkt lubił on od bardzo dawna, wprowadzimy go do jego wspomnień, to widz poczuje się z tym produktem jeszcze silniej związany.
Ile więc z tego, co mamy w głowach, to pamięć rzeczywistych wydarzeń?
Większość badań dowodzi wyraźnie, że nie tak wiele. Wnioski z najwcześniejszych obserwacji wydawały się dość optymistyczne. Pionierką (w latach 70. XX w.) była Marigold Linton, którą podziwiam, bo przez dwa lata codziennie wieczorem zapisywała na karteczkach wydarzenia z własnego życia, a na odwrocie umieszczała datę. Potem, przez kolejnych sześć lat, losowała po dwie karteczki, starając się przypomnieć sobie, które z zapisanych wydarzeń było wcześniejsze. Okazało się, że w większości przypadków sytuowała to trafnie.
Ale trzeba też wspomnieć o ważnych badaniach z lat 70., które dowiodły, że na pamięć nie należy nadmiernie liczyć. To wówczas odkryto, że stosunkowo najlepiej pamiętamy to, co się wpasowuje w nasze schematy poznawcze. Ja na przykład pamiętam sporo na temat książek, które przeczytałem, bo w ten sposób uzupełniam większą konstrukcję o brakujące elementy. Ale niewiele na temat ludzi, których spotkałem, bo spotykam ich bardzo wielu, przelotnie.
Z sytuacji nietypowych zapamiętujemy niewiele. Znów przykład z badań z początku zeszłego wieku. Na salę pełną studentów zaglądał ktoś i mówił coś dziwnego do wykładowcy. Większość studentów nie była w stanie dokładnie odtworzyć wszystkich elementów zdarzenia.
Pamiętali tylko wypowiedź.
Głównie ją.
A dlaczego do dziś pamiętam szczegóły wypadku, który widziałam na ulicy, ale co jadłam wczoraj na śniadanie – zapomniałam?
Sytuacje powtarzalne, monotonne zapamiętujemy na krótko: zaraz po śniadaniu jeszcze je pamiętamy, trzy dni potem – już nie. Bo tu jest kolejna zależność. Emocje. Zapamiętujemy lepiej coś, co nas zaangażowało emocjonalnie. Tyle że może się okazać, iż uzupełniliśmy wspomnienie o pewne elementy ze skryptu.
Ale żeby było jeszcze trudniej, na to wszystko nakłada się zjawisko reminiscencji. Otóż jest tak, że w miarę upływu czasu pewne szczegóły zaczynają wracać. Przypominamy sobie to, co krótko po zdarzeniu było dla nas niedostępne.
Chyba że już nam zasugerowano inny przebieg wydarzeń. Da się odróżnić prawdziwe wspomnienia od fałszywych?
Ach, gdyby to się dawało łatwo zrobić!
Czy prawda różni się od fałszu?
Może – nie daj Boże – na poziomie mózgu oba rodzaje wspomnień wyglądają tak samo? Ot, ślady pozostawione przez elektrony w połączeniach neuronalnych?
Prawdopodobnie nie. Na szczęście! Amerykanie prowadzili dość szerokie badania nad syndromem fałszywej pamięci i w pewnym momencie Daniel Schacter wykrył, że gdy mamy do czynienia z pamięcią, która została zasugerowana, to aktywne są głównie płaty przedczołowe, a gdy ludzie przypominają sobie rzeczywistą sytuację, to pobudzone są dodatkowo okolice mózgu, gdzie przechowuje się informacje wzrokowe. Zbiegli się dziennikarze, niestety, po dwóch dniach zadzwonił jego asystent, że mieli błąd w procedurze i że zależność nie jest wcale tak oczywista. Ale są też badania Elizabeth Loftus, która uważa, że istnieją pewne różnice w sposobie opowiadania sytuacji prawdziwych i zasugerowanych. Niestety, nigdy nie możemy mieć stuprocentowej pewności w tej kwestii.
Co w ogóle wiemy o tym, jak działa pamięć na poziomie mózgu?
W tym sęk, że nawet o tym wiemy niewiele. Najprawdopodobniej istnieją jakieś sieci neuronalne, wspomagane przez jakieś substancje, gdzie przechowywane są informacje. Fascynujące dla nauki o funkcjonowaniu pamięci były wnioski eksperymentu przeprowadzonego w latach 60. To krwawa historia. Przez wodę, w której umieszczono robaki obłe, przepuszczano prąd, jednocześnie zapalając żarówkę. Po pewnym czasie robaki zapamiętały związek między światłem a prądem elektrycznym i spazmatycznie się kurczyły na sam widok zapalonej żarówki. Pokrojono je więc i podano do zjedzenia następnym. Okazało się, że te kolejne robaki szybciej uczyły się zależności między żarówką a prądem. Z tego wynikałoby, że istnieje jakaś substancja, która jest nośnikiem informacji pamięciowych. Tych najprostszych, ale i najważniejszych, związanych z bólem, zagrożeniem. Ale niestety z ludźmi to już nie wyszło. Mamy bardziej złożone informacje na temat świata.
Jak to – z ludźmi nie wyszło?!
Przy leczeniu ludzi na stwardnienie rozsiane sporządzano wyciągi z mózgu zdrowych osób i wstrzykiwano chorym. Okazywało się, że to wywierało bardzo niewielki albo żaden wpływ na zapamiętywanie.
Pomyślałam o tych kulturach, które uprawiają kanibalizm. Ludzie wierzą tam, że poprzez zjedzenie mózgu przejmuje się wiedzę i moc przodków. Może rzeczywiście twierdzą tak na podstawie jakiejś obserwacji pokoleniowej? Wziąwszy pod uwagę, jak to było z tymi robakami...
Ale jak to badać? Czego szukać? Gdy doświadczenia z kanibalizmem robiono na szczurach, nic nie znaleziono. Z wyjątkiem różnic w składzie chemicznym wątroby u szczurów kanibali i tych, które nie zjadały przodków. I co? Mamy wyciągnąć wniosek, że jakieś substancje pamięciowe istnieją w wątrobie?
Skoro nie mamy porządnej teorii, która wyjaśniałaby związek między pamięcią a tym, co się dzieje w mózgu, to jesteśmy skazani na szukanie zależności po omacku, na różne dziwne eksperymenty.
Prawda głębiej ukryta
Oto autentyczna historia. Dziewczyna jest w śpiączce po wypadku samochodowym, w czasie którego serce stanęło jej ze strachu; niedotlenienie, śmierć mózgu. Rodzina nie zgadza się na odłączenie jej od aparatury. I gdy wiezie kiedyś tę dziewczynę do szpitala samochodem, inne auto uderza w ich zderzak. Dziewczyna się zrywa, zaczyna krzyczeć, jakby próbowała uciekać. A potem znów traci kontakt z rzeczywistością. Gdzie siedziała w niej pamięć o tamtym wydarzeniu, skoro mózg był zniszczony?
Najwyraźniej w najgłębszych, podkorowych jego częściach. I to by się zgadzało z wiedzą medyczno-psychologiczną. Według koncepcji Bruce’a Perry’ego, im krócej z jakąś ważną informacją mieliśmy do czynienia, tym głębiej, na głębszych poziomach mózgu jest ona kodowana – w moście, rdzeniu przedłużonym. Zapewne podobnie jest z sytuacjami epizodycznymi, które jednak miały zasadnicze znaczenie z punktu widzenia organizmu dla przetrwania. Z kolei informacje o wielkim znaczeniu emocjonalnym są kodowane przez układ limbiczny, ciało migdałowate. To części mózgu nieobjęte świadomością. Świadomie nie mamy do nich dostępu, ale organizm ma. I sięga tam w sytuacjach krytycznych. Gdy uzna, że jest ryzyko zagrożenia życia.
To dlatego napadnięci czasem zamiast uciekać, zastygają w bezruchu. Odziedziczyliśmy takie odruchy po płazach, ciało reaguje z pominięciem świadomości. Ale czy jedno pokolenie też może coś dopisać na tym twardym dysku dla swojego potomstwa?
Wprost – na pewno nie. Wyjaśnię na przykładzie. Pobito mnie, gdy miałem lat 15 czy 16. Wiem, że było ich trzech. I to jest wszystko. Odtąd widok każdej trójki ludzi, która pojawia się z boku po mojej lewej stronie, wyzwala we mnie poczucie zagrożenia. Ale w głowie mojego syna prawie na pewno nie istnieje informacja o tej trójce. Nie wiemy, czy coś wyjątkowo ważnego z perspektywy przetrwania, co zapisało w głębokich partiach mózgu w jednym pokoleniu, może zostać przekazane dalej, ale wiemy, że jeśli w ogóle, to tylko w formie odruchów. Bez, że tak powiem, backgroundu. Bez wiedzy o tej trójce po lewej.
To, co z pewnością możemy przekazać dzieciom, to pewne skrypty – stereotypy. Choć to już inna historia.
Pamięć niesprawiedliwa
Znów schematy. Utrudniają nam życie czy ułatwiają?
Upraszczają w tym sensie, że czynią życie wygodniejszym. Ale gdy potrzebna jest reakcja specyficzna, narażają nas na różnego typu błędy. Świetnie to opisał Eliot Aronson w nowej książce „Błądzą wszyscy, ale nie ja”. Jest taka strona internetowa w Stanach, www.Innocente.org, gdzie opisuje się przypadki osób skazanych na podstawie zeznań świadków, a po latach uniewinnionych, bo badania genetyczne wykluczyły ich sprawstwo w owych przestępstwach. Aronson opisuje sylwetki tych prokuratorów, którzy tam oskarżali, i zwykle do końca nie wierzyli, że ten ktoś został słusznie uniewinniony. Mówili badaczowi: no tak, zabił na pewno ten, ale potem przyszedł ktoś inny i zostawił ślady DNA.
To powinna być lektura obowiązkowa.
Dla policjantów i dla prawników, ale też dla nas wszystkich. Bo Aronson pokazuje, że to, co pamiętamy, jest raczej uzasadnieniem własnych decyzji, wyborów, a nie tego, co faktycznie się zdarzyło. To zapewnia komfort, tyle że w sytuacjach społecznych miewa skutki katastrofalne. Prowadzi do skrzywdzenia innych w poczuciu, że ma się rację. Jako jednostki wychodzimy na tym dobrze do czasu, aż to nas fałszywie oskarżą.
Gdyby tak dało się zrobić z pamięci rodzaj filmu wideo, na którym wszystko jest – wystarczy sięgnąć, puścić, i zobaczyć, co się naprawdę zdarzyło.
To byłaby to katastrofa. Bo pamięć, w przeciwieństwie do magnetowidu, ma wiele warstw. Gdzie indziej trafiają informacje o zdarzeniach ważnych emocjonalnie, gdzie indziej proste schematy. Świetny rosyjski neuropsycholog Aleksander Łuria opisuje przypadek pacjenta, który miał pamięć jak magnetowid. Inżynier Szereszewski wskutek uszkodzenia mózgu zaczął zapamiętywać wszystko, ale niczego nie mógł zapomnieć. Cierpiał, żył w kompletnym chaosie. Łuria zaproponował mu w końcu, żeby wyobrażał sobie gąbkę i wymazywał to, co zbędne w myślach. Troszeczkę pomagało. Ale życiowo Szereszewski był całkowicie niesprawny. Zapominanie jest więc zasadniczą zaletą pamięci.
Rozmawiała Martyna Bunda
Prof. dr hab. Tomasz Maruszewski - specjalista psychologii poznawczej, psychologii emocji oraz psychologii twórczości. Wykładał na Uniwersytecie Poznańskim, gdzie pełnił funkcję dyrektora Instytutu Psychologii. Pracował także w Akademii Sztuk Pięknych i w Wyższej Szkole Umiejętności Społecznych w Poznaniu. Kieruje Zakładem Psychologii Poznawczej wydziału zamiejscowego SWPS w Sopocie. Autor m. in. "Emocje - aleksytymia - poznanie" (wraz z E. Ścigałą), "Psychologia poznania", "Pamięć autobiograficzna".