Niektórzy z nas potrafią przeżyć niemal całe dorosłe życie z jednym partnerem i sprawiają wrażenie usatysfakcjonowanych, a inni – pomimo licznych zmian partnerów – nie są zadowoleni z żadnego z nich. Czy to możliwe, aby ta satysfakcja lub jej brak brały się nie tylko ze związku, w którym teraz jesteśmy, lecz także z relacji panujących w rodzinie, w której zostaliśmy wychowani? Do jakiego stopnia nasze dzisiejsze związki zdeterminowane są relacjami z pierwszymi ważnymi dla nas osobami – naszymi rodzicami?
Rodzina, ach rodzina
Wzorem przywiązania do naszych późniejszych partnerów w życiu dorosłym wydaje się pierwsza ważna relacja w życiu – z matką. Głębokie więzi łączące dziecko i opiekującą się nim osobę to przejaw ewolucyjnego przystosowania – bez opiekuna dziecko mogłoby nie przeżyć nawet dnia. Tak zwany syndrom dziecięcości, czyli cechy wyglądu charakterystyczne dla młodych ssaków jak okrągła buzia i duże, okrągłe oczy, wzbudza w opiekunie instynktowne ciepłe uczucia i chęć ochrony. Wzorzec ten jest uniwersalnie spostrzegany jako atrakcyjny i wzbudzający sympatię (także do dorosłych charakteryzujących się syndromem dziecięcości) u wszystkich ludzi na całym świecie.
Z kolei dzieci natura wyposażyła w charakterystyczny wzorzec reakcji na rozłąkę z opiekunem. Brytyjski psychiatra John Bowlby, obserwując maluchy, zauważył, że w podobny sposób reagują one, gdy mama znika. Najpierw dziecko po prostu krzyczy, płacze i nie daje się pocieszyć na inne sposoby jak tylko przez powrót mamy. Niezbyt interesują je zabawki czy lubiane przez nie aktywności.