Specjaliści zajmujący się zawodowo poszukiwaniem pracowników twierdzą, że poważne firmy nie chcą już osób nadczynnych zawodowo. – Pracoholizm to dziś problem dostrzegalny nie tylko w agencjach reklamowych i korporacjach międzynarodowych, ale także w mniejszych firmach – mówi Anna Mistewicz, doradca personalny. – Ale wielu szefów już dostrzega, że pracownik z obsesją pracy, początkowo wydajny, stopniowo przestaje być świeży i twórczy.
Maria Cyganowska, head hunter pracująca dla renomowanych firm, twierdzi, że pracodawcy poszukują dziś takich, którzy szanują czas innych. Ceni się ustabilizowane życie rodzinne, a pytania o nie są normą w rozmowie z kandydatem. Zauważono bowiem, że szczęśliwy pracownik, nawet poświęcając firmie mniej czasu, efektywniej go wykorzystuje: – Brak rodzinnego zaplecza sprawia natomiast, że nie umie on szanować prywatności innych ludzi i ich czasu wolnego, ponieważ sam go nie potrzebuje. Wydzwania do pracowników w środku nocy i weekendy. Jego zachowanie niekorzystnie wpływa na atmosferę w biurze i samopoczucie innych pracowników.
Dyrektorem pewnej firmy została niedawno osoba wcześniej pracująca w amerykańskim koncernie. Pracownicy ostro zaprotestowali, opowiada Cyganowska, gdy nowy dyrektor starał się przenieść zasady ze swojej dawnej pracy: spotkania podsumowujące dzień wyznaczał np. na godz. 17.00 i przeciągał je do późnych godzin nocnych. Albo telefonował do pracowników w weekend, zmuszając ich do przyjścia do biura. Po trzech miesiącach dyrektorowi podziękowano. Nie trafił na pracoholików, którzy siedzieliby z nim w biurze do wspólnego pełnego wyczerpania.
W opinii potocznej pracoholik to właściciel firmy bądź pracownik najemny, który wciąga się w pracę po uszy, do domu wraca późno i pada ze zmęczenia jak podcięty.