Uczeni, zajmując się naukowym badaniem motywacji ludzkiego działania, podejmują ryzyko, że wyniki ich intelektualnego trudu zostaną mylnie zinterpretowane przez dziennikarzy i opacznie zrozumiane przez czytelników. Każda niemal interesująca publikacja z dziedziny nauk społecznych i politycznych staje się zarzewiem kontrowersji. Nawet najbardziej techniczna, sformułowana w niezrozumiałym dla gawiedzi suchym żargonie dyscyplin behawioralnych, konstatacja, przetłumaczona na język potoczny, nieuchronnie staje się opinią wartościującą, która urazić może wrażliwość czytelnika.
Tak też stało się, kiedy politolog David Amodio i jego koledzy z Laboratorium Neurologii Społecznej New York University ogłosili w internetowej edycji czasopisma „Nature Neuroscience” dość lakoniczne streszczenie mającego się wnet ukazać dłuższego artykułu zatytułowanego „Neuropoznawcze korelaty liberalizmu i konserwatyzmu”. W wersji zrozumiałej dla „ciemnego ludu” konkluzja jego była prosta: prawicowcy są głupsi od ludzi o lewicowych przekonaniach.
Amodio, wykorzystując studentów deklarujących się jako konserwatyści lub liberałowie (co w Ameryce oznacza po prostu osoby o poglądach lewicowych) jako króliki doświadczalne, kazał im naciskać klawisz w reakcji na wizualne bodźce ukazujące się na ekranie monitora i obserwował za pomocą elektroencefalografu elektryczną aktywność ich mózgów. Wykazał w ten sposób, jak mu się wydawało, że konserwatyści popełniają więcej błędów, a „liberałowie bystrzej reagują na informacyjną złożoność, dwuznaczność i nowość”. Co więcej, jak twierdzi, dostrzegł, że towarzyszące naciskaniu klawisza neurologiczne procesy toczące się w ich mózgach, wykazały statystycznie znaczącą odmienność. Jak można było oczekiwać, liberałom konkluzja ta się spodobała, czemu dali wyraz w fali artykułów prasowych, konserwatyści poczuli się zaś dotknięci.