Barbara Pietkiewicz: – Komentatorzy w mediach często mówią o ofiarach katastrofy, że oni nie zginęli, ale polegli. Kult poległych, „Bema pamięci żałobny rapsod”, płaczące tłumy.
Ewa Chalimoniuk: – W tragicznych chwilach szukamy wspólnoty między innymi po to, by pomniejszyć nasz własny lęk przed śmiercią i gwałtowną utratą. Wspólnota oswaja lęk, przynosi wsparcie. Na takie przeżywanie ma też wpływ nasza historia. Jednoczymy się w biedzie, w walce z wrogiem, przeciwnościami losu, przeciw siłom, które niosą zniszczenie.
Ale dziś, kiedy nie ma wroga i sił niszczących?
Tym bardziej chcemy podkreślić, jacy jesteśmy w dalszym ciągu wyjątkowi, niezwykli, jak wspaniale manifestujemy patriotyzm i poczucie tożsamości narodowej.
Tabloidy robią ze śmierci teatr medialny. Tu płacząca matka, lat tyle i tyle, tu szlocha córka, lat tyle i tyle, tu na zdjęciu umarły w trumnie, a obok podły morderca, lat…
Media mają udział w podkręcaniu żałoby, która przybiera cechy histeryczne. Ta fala porywa też ludzi szukających płytkiej ekscytacji, którzy przyłączają się do tłumów czekających na kondukty z prostej ciekawości, z żalu nad sobą. Ale także z pobudek patriotycznych. Wiele motywów składa się na tę żałobę.
W naszej kulturze jest przyjęte, że w obliczu tragedii liczy się człowiek, niezależnie od tego, jaki był. Łatwiej jest wtedy zjednoczyć się po ludzku w empatii. Ludzie nie potrafią ponadto po śmierci udźwignąć żalu, niechęci, złości, które za życia człowieka – ich zdaniem – były uprawnione.