Joanna Cieśla: Celebra i ceremonie towarzyszące pochówkowi Lecha i Marii Kaczyńskich były królewskie nie tylko w metaforycznym znaczeniu. Także z tonu przeważającego w komentarzach po tragedii pod Smoleńskiem można odnieść wrażenie, że wspólnymi siłami – polityków, dziennikarzy i obywateli - pośmiertnie koronowaliśmy prezydenta na monarchę. Jakie potrzeby za tym stoją?
Prof. dr hab. Zbigniew Nęcki: Powody mogą być trzy. Jeden - taki, jaki stoi za nadawaniem pośmiertnych odznaczeń – za życia nie zdążamy komuś okazać szacunku i uznania, bo wydaje nam się, że jeszcze będzie na to czas. Gdy ktoś odchodzi – nadrabiamy zaległości. Drugi to podkreślenie znaczenia osoby pana prezydenta przez wykorzystanie wielkich znaków narodowych, tzw. master`s symbols - symboli zarezerwowanych dla mistrzów – flag, orłów, ale też obecności najwyższych hierarchów kościelnych, armii. Ten blask splendoru, królewskiego pochówku, spływa na nas, na społeczeństwo – nasz prezydent jest tak ważny, to i my czujemy się ważni, pokazujemy, że tacy jesteśmy. Ma to szczególne znaczenie, bo – jak rzadko - patrzy na nas cały świat. Trzeci wreszcie powód jest taki, że dzięki spektakularnemu ceremoniałowi pogrzebowemu, okazaniu prezydentowi aż tak wielkiego uznania, pomagamy sobie uregulować rzekę żalu po niebywałej przecież katastrofie. Przeciążona psychika potrzebuje uporządkowania.
„Wyniesienie na tron” spotkało nie tylko samego prezydenta, ale też jego małżonkę. Trasa przejazdu samochodu z trumną pani prezydentowej była jeszcze bardziej usiana kwiatami, niż, gdy przejeżdżał nią samochód z ciałem prezydenta. Mówi się o Marii Kaczyńskiej jako o uosobieniu życzliwości i ciepła, rzec można – o Matce Narodu.
Tak, mniej mówimy o prezydentowej jako o Pierwszej Damie – kładzie się nacisk raczej na to, że była ciepła, miła, porzuciła karierę dla rodziny, dbała o męża. Majestatyczny wizerunek prezydenta potrzebuje takiego zrównoważenia. A przy okazji doskonale wpisuje się to w nasz wzorzec Matki Polki i żony Polki.
Po śmierci Jana Pawła II też pojawiały się wprost formułowane komentarze, że odszedł ostatni król Polski. Inne społeczeństwa podobnie reagują, czy mamy jakieś szczególne zapotrzebowanie na monarchów?
W naszej psychice można dostrzec rysy europejskie, indywidualistyczne, ale też trochę azjatyckich – co pewnie ma uzasadnienie historyczne - związanych z szukaniem wspólnoty i kultem silnych przywódców, wielkich jednostek. Chcemy, żeby nam mówili, co czynić, a jak nie mówią, to niech to robią w ich imieniu inni, uprawnieni do tego. Jednocześnie mamy też skłonność do reagowania z pewnym naddatkiem emocjonalnym, w sytuacjach tragicznych, jak i radosnych – co widać choćby w kupowaniu na potęgę nart biegówek po sukcesach Justyny Kowalczyk.
W tym procesie koronowania Lecha Kaczyńskiego na króla był moment zachwiania – decyzja o pochówku na Wawelu. Dlaczego akurat to wywołało opór?
Bo Wawel to master`s symbol wśród master`s symboli, dla niektórych granica została przekroczona. Zwłaszcza w Internecie, który można nazwać tą bardziej indywidualistyczną, „europejską” warstwą toczenia debaty, zaczęła się dyskusja, moim zdaniem – niestosowna do okoliczności, ale stosowna do odczuć osób, które ją toczyły. Odbierałbym to jednak raczej jako jedynie drobne potknięcie tego królewskiego karawanu.