Oczywiście dziś, jak mówi dr Lenartowicz, deurbanizacja terenów zalewowych w grę nie wchodzi. Trzeba je bronić wałami. Ale potrzeba będzie politycznej odwagi i roztropności, żeby nie narobić więcej szkód niż pożytku, chaotycznie inwestując w hydrologię.
Jak wynika z danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, z budżetu państwa od 2002 r. na ochronę obszarów w dorzeczu Odry wydano 3,5 mld zł. Ta kwota do 2016 r. ma wzrosnąć do 9 mld zł, bo trwają wciąż dwie olbrzymie i bardzo kosztowne inwestycje – budowa nowego zbiornika wodnego w Raciborzu i modernizacja Wrocławskiego Węzła Wodnego. Ministerstwo chwali się, że zbudowano i wyremontowano ponad 150 km wałów wzdłuż Odry, a rzeka wzbogaciła się o siedem nowych zbiorników retencyjnych. Tymczasem rejon górnej Wisły otrzymał dotychczas zaledwie 243 mln zł. Na Wiśle o żadnych spektakularnych osiągnięciach nie ma mowy. Gdy do funduszy przeznaczonych dla obu dorzeczy dodamy jeszcze 800 mln zł na meliorację, okaże się, że przez siedem lat na swoistą profilaktykę przeciwpowodziową z budżetu państwa poszło zaledwie 4,5 mld zł. A straty po samej tylko powodzi z 1997 r. szacowane są przynajmniej na 14 mld zł.
UE w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko daje nam ponad 600 mln euro na projekty związane z ochroną przed powodziami. Niestety, zdecydowana większość tych pieniędzy na razie czeka na wydanie, bo wiele inwestycji dopiero się zaczyna i ma trwać do 2013 r., a nawet 2015 r. Największe wsparcie uzyska szereg projektów związanych z zabezpieczeniem terenu Żuław Wiślanych.