Do metropolii wracają osoby, które jeszcze nie tak dawno stąd uciekały, byle dalej od korporacyjnego drylu i nieustannej pogoni za pieniądzem. To, co kiedyś było dla nich miejscem zesłania (bo przecież trzeba jakoś zarobić na chleb), dziś staje się powodem do dumy. Miasto nie służy już wyłącznie do robienia kariery, nie jest koniecznością wynikającą z posiadanej tu pracy. To świadomy wybór, styl życia. Przywilej, a nie kara.
Już nie tylko mieszkamy w mieście, ale jesteśmy miastem, mówią socjologowie. A co za tym idzie, nie tylko korzystamy z jego uroków, ale dążymy do tego, by mieć na nie realny wpływ. Nawrócone mieszczuchy chcą same o swojej miejskiej rzeczywistości decydować, same ją kształtować. Więc łączą się we wspólnoty, zakładają fora, portale, stowarzyszenia. Debatują, uchwalają, działają.
Pospolite ruszenie
Na warszawskim Muranowie wre. Od roku działa portal Stacja Muranów, poświęcony historii osiedla (w czasie wojny istniało tu getto żydowskie). W marcu fani strony internetowej spotkali się na zebraniu założycielskim stowarzyszenia o tej samej nazwie – ściśnięci między wieszakami w atelier Joanny Klimas, projektantki mody, na rogu Nowolipek i Zamenhofa. Od tamtego czasu skrzynki pocztowe uczestników spotkania pękają od e-maili. Potem spotkali się w Pizzerii na Nowolipkach, by razem opracować dalszy plan działania. Padła też propozycja zorganizowania pikniku, żeby zacieśnić więzy. Ktoś rzucił pomysł stworzenia bezpłatnej lokalnej gazety.
– Ludzie coraz chętniej biorą udział we współtworzeniu swojego miasta, dzielnicy, osiedla – mówi Joanna Kusiak, socjolog miasta z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. – Nareszcie po dwudziestu latach od transformacji krystalizuje się w Polakach poczucie przynależności do większej wspólnoty.