Globalna gospodarka i ropa naftowa połączone są nierozerwalnym zdawałoby się węzłem. Zgodnie z obliczeniami Międzynarodowego Funduszu Walutowego, gdy cena baryłki rośnie o 5 dol., to światowy wzrost gospodarczy maleje o 0,3 proc. A ceny tego surowca zależą od wielu, często zupełnie nieprzewidywalnych czynników. Nieprzewidywalnych, bo najważniejsze złoża ropy znajdują się w obszarach szczególnie niestabilnych: Bliski Wschód, Wenezuela, Nigeria, Zatoka Meksykańska, Morze Kaspijskie, Azja Środkowa, Rosja. Wystarczy, by zastrajkowali nafciarze w Wenezueli, a równowaga podaży i popytu zostaje zachwiana. Dość, że prezydent Putin położy rękę na największym koncernie naftowym swego kraju, a już ceny idą w górę. Jeden celny atak terrorystyczny w Arabii Saudyjskiej wzbudza nerwowość na wszystkich giełdach.
Obserwator spoza Ziemi oceniłby narkotyczne uzależnienie od ropy naftowej jako samobójcze. 25 proc. udowodnionych rezerw tego surowca znajduje się w Arabii Saudyjskiej, a jeśli dodać czterech jej bliskowschodnich sąsiadów, to okaże się, że razem dysponują oni dwiema trzecimi światowych rezerw. Co gorsza, Arabia Saudyjska jest jedynym producentem ropy, który może pełnić funkcję „zaworu bezpieczeństwa”, czyli szybko zwiększać produkcję, by pokryć chwilowe niedobory światowego zapotrzebowania, jak to miało miejsce w 2003 r. podczas strajków w Wenezueli. Ale sytuacja w Arabii Saudyjskiej, będącej jak na razie wiernym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, może się zmienić w każdej chwili, o czym przekonująco rozprawia Robert Baer, wieloletni bliskowschodni agent CIA, na łamach „Atlantic Monthly”.