Kamilla Staszak: – Pani ostatnia płyta „Choreography” ukazała się w 2004 r. Co się z panią działo przez ostatnie kilka lat?
Vanessa Mae: – Leniuchowałam. Długo spałam, spędzałam czas z moim narzeczonym i przyjaciółmi, podróżowałam, ale dla przyjemności, a nie jak wcześniej z koncertu na koncert. Mieszkam cały czas w Wielkiej Brytanii, ale uwielbiam spędzać czas w Szwajcarii. W alpejskim Zermatt kupiłam mały domek i elektryczny samochód, gdyż spalinowe są tam zabronione ze względu na ochronę środowiska. Zgadzałam się tylko na rzadkie występy, które mnie zainteresowały. Uwielbiam grać i być na scenie, ale już nic nie muszę sobie udowadniać, mogę sobie pozwolić wyłącznie na przyjemności.
I niczego nie robi pani zawodowo?
Muszę codziennie ćwiczyć. Poza tym planuję wydanie nowej płyty, ale nie mam ochoty się z nią śpieszyć, bo wiem, że potem będę zobowiązana pojechać w męczącą trasę promocyjną. Wcześniej w takich trasach w ciągu roku bywałam nawet w 35–40 krajach i nie wiedziałam, gdzie się budzę. Bardziej ekscytuje mnie pewien projekt telewizyjny, który niedawno mi zaproponowano, ale nie wolno mi nic więcej na ten temat powiedzieć.
Nie brakuje pani związanej ze sławą adrenaliny?
Byłam tym wszystkim bardzo zmęczona. Zwłaszcza rozgłosem, gdyż jestem osobą, która najlepiej czuje się w domu. Właśnie wróciłam z nagrania programu „Idol”, gdzie jeden z uczestników grający na skrzypcach chciał się ze mną spotkać. Będzie grał mój utwór, gdyż jestem dla niego wzorem do naśladowania.
Popularność towarzyszyła mi od najmłodszych lat, ale nie mogłam się do niej przyzwyczaić. Dlaczego ja miałabym być dla kogoś idolką? Oczywiście ja także miałam swoich idoli, jak Michael Jackson lub Prince.