Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Kurs kroju i szycia

Jak fachowo zabalsamować zwłoki

Centrum Balsamacji i Tanatokosmetologii, lekcje na martwym organizmie Centrum Balsamacji i Tanatokosmetologii, lekcje na martwym organizmie Marcin Maziej / Materiały prywatne
Młodzi ludzie, którzy potrafili przetrwać kurs balsamowania zwłok, muszą jeszcze dotrwać do czasu, gdy polski rynek funeralny nabierze życia.

Szycie to trudne i czasochłonne zajęcie, bo skóra ludzka jest gruba i twarda, a w prosektorium się kurczy, żółknie i staje się „melancholijna”. Trzeba jeszcze poznać tajniki pośmiertnej toalety i wizażu, czasowej konserwacji ciała i jego rekonstrukcji. Przecież zmarły przez te kilka godzin musi wyglądać jak za życia, a czasem nawet lepiej.

Tego się nie da ćwiczyć na manekinach, więc szkolenie z zakresu tanatopraktyki odbywa się w chorzowskim prosektorium domu pogrzebowego Brauner. Dotychczas w trzydniowych, weekendowych kursach certyfikat tanatopraktyka otrzymało 68 osób. – Chętnych jest wielu – mówi Adam Ragiel, szef Polskiego Centrum Balsamacji i Tanatokosmetologii, zarazem pomysłodawca i organizator kursu. – Najpierw rozmawiam z kandydatami. Selekcja jest kilkuetapowa. Kandydaci wypełniają testy z pytaniami, które następnie przegląda psycholog, bo trzeba wyeliminować potencjalnych pseudobalsamistów. Po testach odpada z reguły połowa nieświadomych tego, na co się decydują.

Ragiel na co dzień jest technikiem sekcji zwłok zajmującym się balsamowaniem ciał i przygotowywaniem zmarłych do pogrzebu. – To nie jest fanaberia – zapewnia. – Za granicą takie usługi są na porządku dziennym. W Polsce potrzebna jest zmiana systemowa, gdyż regulacje prawne pochodzą jeszcze z lat 50. Trwają prace nad sposobem postępowania ze zwłokami po zgonie.

Kurs ma przygotować pracowników firm pogrzebowych i prosektoriów do fachowego zajęcia się ciałem zmarłego. Szkolenie jest bardzo intensywne – w ciągu trzech 12-godzinnych warsztatów uczestnicy uczą się teoretycznych podstaw anatomii człowieka, przemian pośmiertnych, konserwacji zwłok, przepisów BHP i prezentacji kosmetyków pośmiertnych. Potem przechodzą do praktycznych ćwiczeń, żeby poznać niezbędne techniczne sztuczki, ale także nauczyć się szacunku dla ciała. Mycia, malowania, ubierania, udoskonalania i, wreszcie, eksponowania zmarłego w kaplicy.

Skąd pomysł na wzięcie udziału w takim kursie? Czy świadomy wybór konfrontacji ze śmiercią w młodym wieku coś w ich życiu zmienia? Ich rówieśnicy raczej uciekają od śmierci. Co czują kursanci dotykając chłodnego jak lód ciała?

Śmierć jest nauką

Mariusz Szczęsny, dwudziestokilkuletni balsamista PCBiT z certyfikatem nr 51, do niedawna pracował w szwedzkiej fabryce produkującej sprzęgi kolejowe. Gra w trashmetalowej kapeli Blizzard z przesłaniem apolitycznym. Chęć zrobienia kariery funeralnej kumple przyjęli z ciekawością. I raczej się spodziewali, że wybierze taką drogę.

Brałem pod uwagę, że na kursie może mnie coś przerosnąć. Lęk przed nieznanym puścił, kiedy na stole prosektorium zobaczyłem pierwsze zwłoki – mówi z przekonaniem Mariusz. – W Polsce śmierć to temat tabu, nikt nie chce o niej myśleć ani rozmawiać. Stereotypy narzucają filmy amerykańskie i horrory. Śmierci mamy się brzydzić. Ale myślę, że to się zmieni.

Śmierć go interesuje. Wielu krewnych umierało mu w dzieciństwie. Kilka razy widział ekshumację żołnierzy poległych w okresie II wojny światowej: – To jest takie uczucie, jakbym dotykał historii. Śmierć jest nauką i pamięcią.

Wiem, że mogę być odbierany jak potwór, ale to jest świetny interes – dodaje trzeźwo. – Dla mnie pragmatyzm jest dobry, chociaż nie każdy to rozumie. Jeżeli nie myśli się w trakcie pracy, że człowiek wcześniej żył, to jest w porządku. Pracę należy dobrze wykonywać. Ja się po prostu do tego nadaję.

Uczę się szacunku do życia

Ania ma 23 lata. Mieszka w Legionowie. Studiuje na drugim roku zarządzania w jednej z warszawskich uczelni. Gdy tylko ma okazję, imprezuje z przyjaciółmi. Co roku w lipcu jeździ na Castle Party do Bolkowa. Od pewnego czasu interesuje się również runami i wykonuje talizmany.

– Do Chorzowa jechałam ze świadomością, że nigdy nie miałam kontaktu ze zmarłymi i mogę nie dać rady. Pomysł pojechania na kurs pojawił się spontanicznie. Znalazłam stronę Polskiego Centrum Balsamacji i Tanatokosmetologii i uznałam, że taka praca by mnie satysfakcjonowała.

Na co dzień żyje w dużym tempie. Na kursie miała okazję się wyciszyć: – Usłyszałam kiedyś, że taka praca uczy szacunku do życia, do tego, co się ma. Po pierwszym dniu wiedziałam, że to prawda. Wcześniej nie zastanawiałam się nad chwilami, które mam i które mijają. Brzmi to trochę patetycznie, ale naprawdę miałam okazję przemyśleć parę rzeczy.

Przygotowując zmarłych do pogrzebu rozmyślała o tym, kim byli. Czy byli szczęśliwi? Uczucie niepewności, czy da radę, pojawiło się tuż przed wejściem do prosektorium. Jednak podczas warsztatów lęki i obawy zniknęły. Dziwi się poglądowi, że ta praca zmienia ludzi i niszczy im psychikę. – Jeżeli powodowałaby u mnie aż tak złe emocje, to nigdy bym tego nie robiła – przekonuje Ania. – Niektórym jednak robi się słabo na samą myśl, że pracuję ze zmarłymi. Zdarzyło mi się już usłyszeć, że jestem nienormalna. Rodzina i przyjaciele wspierają mnie i akceptują mój wybór.

Praca lekka, łatwa i przyjemna

Sławek Koper wyciąga z kieszeni karteluszek. Na gładkiej fakturze wizytówki widnieje odciśnięty fioletowy napis upoważniający do wykonywania zawodu.

– Zawsze interesowało mnie to, co w ludziach budzi strach, grozę, obrzydzenie. Pomyślałem, że jest to szansa, której nie mogę przepuścić. Wówczas uświadomiłem sobie, że mogę pracować tam, gdzie inni nie mają dostępu, czyli w prosektorium – tłumaczy swój wybór Sławek.

Mówi, że od dziecka chciał być lekarzem i pomagać ludziom. Ale gdy miał 17 lat, porzucili go rodzice. Musiał wtedy przerwać naukę i pójść do pracy, zapomnieć o wymarzonych studiach. Teraz znalazł inny sposób na pomaganie ludziom: –Wiadomo, że śmierć bliskiej osoby jest dla nas ciężkim przeżyciem. Po co rodzina ma widzieć ból i cierpienie? Od tego jesteśmy my, balsamiści. Naszym zadaniem jest z godnością przygotować ciało do ostatniej ceremonii. Staram się zrobić wszystko, aby rodzina i bliscy na ostatnim pożegnaniu nie widzieli tego, co się z nami dzieje po śmierci.

Przeżycia z kursu nie zmieniły jego postanowienia. – Pamiętam, jak zajmowałem się bezdomnym. Nikt z kursantów nie chciał do niego podejść. Smród, który unosił się z jego ciała, był tak odrażający, że bez specjalnej maseczki nie dało się wytrzymać. Miałem też dziewczynę po zabójstwie i wisielca, któremu musiałem jeszcze sznur z szyi odciąć. Niestety, ciała przyjeżdżają w różnym stanie. Wiadomo, że ludzie, którzy decydują się na taki kurs, muszą lubić taką pracę, bo kto normalny idzie grzebać w ludzkich flakach i wąchać ten odór? – rozważa.

Sławek zdecydował się w końcu odejść z firmy zajmującej się wyposażaniem warsztatów samochodowych w podnośniki i linie diagnostyczne. Szuka pracy w nowym zawodzie. A to nie jest łatwe. Wydzwania po całej Opolszczyźnie i Śląsku. Nie wie, czy nie ma popytu na balsamistów, czy po prostu każdy zakład ma swoich ludzi?

– Niektórzy mówią, że jesteśmy świrami. Ale moim zdaniem zawsze powinniśmy być blisko śmierci. Zobaczyć, co nas czeka. Z czasem praca w prosektorium dawała mi radość, ale przede wszystkim z życia. Jeżeli człowiek widzi, w jaki sposób ludzie umierają, to zaczyna doceniać życie. Praca jest lekka, łatwa i przyjemna. Z prosektorium wychodzę szczęśliwy, odprężony i zrelaksowany – zapewnia.

 

Fachowcy są, pracy nie ma

W Polsce zakłady pogrzebowe najwyraźniej nie potrzebują fachowców od toalety pośmiertnej, nie wspominając już o balsamacji. Szefowie nawet specjalnie nie wyjaśniają, dlaczego nie chcą zatrudniać tanatokosmetologów. Jak się już pojawi oferta pracy, to często wymogiem jest prawo jazdy, z czego łatwo wyciągnąć wniosek, że zakład potrzebuje raczej kierowcy niż balsamisty.

Co gorsza, firmy pogrzebowe na ogół nie posiadają własnych chłodni do przechowywania zwłok. Po prostu dzierżawią prosektoria od szpitali, więc dyrektorzy szpitali umawiają się z taką firmą na wyłączność w zakresie przygotowania ciała i w ten sposób zakład nie musi się już o nic martwić.

Praca w prosektorium czy w zakładzie pogrzebowym, który posiada chłodnię, jest bardzo dobrze płatna. Zarabia się nawet do 6 tys. zł miesięcznie. Nic dziwnego, że pracownicy to najczęściej najbliższa rodzina i znajomi, którzy nie chcą wpuszczać nowych do interesu. Wszystko jedno – z uprawnieniami czy bez.

Ania z Legionowa szuka pracy od trzech miesięcy i pewnie jeszcze poszuka. – Chciałabym założyć firmę świadczącą usługi balsamacji. W przyszłości zamierzam doskonalić wiedzę zdobytą na kursie i wykorzystać do prowadzenia własnej firmy. Myślę, że tu, gdzie mieszkam, zakłady pogrzebowe będą zainteresowane współpracą – dodaje z nadzieją.

– Jest ciężko – przyznaje Sławek. – Nie udało mi się nic znaleźć ani w zakładzie pogrzebowym, ani w prosektorium. Składam niezbędne dokumenty, ale jakoś nigdzie nie ma wolnych miejsc. Mogę pracować wszędzie, nawet za granicą. W tej dziedzinie trzeba być profesjonalistą. Wcześniej pracowałem w hospicjum. Mam nadzieję, że spełnię swoje marzenia i zacznę współpracować z branżą funeralną.

Mariusz z zespołu Blizzard: – Dostałem 19 tys. zł z Unii Europejskiej na poszerzenie usług dla zakładów pogrzebowych o balsamację właśnie. Bez certyfikatu nie miałbym żadnych szans na dotację ani na pracę w jakimkolwiek zakładzie pogrzebowym. Będę świadczył usługi innym zakładom. Firma nazywa się Inner Sanctum, co znaczy wewnętrzna świątynia. Przygotowanie ciała zmarłego i jego organów do pochówku to jakby taka świątynia duszy. Nazwa brzmi dobrze i mniej więcej pasuje do tego, co chcę robić.

Przyszłość dla balsamistów

Obowiązujące w Polsce przepisy nie określają ściśle, w jakim stanie powinny być chowane zwłoki. Ciało ma być godnie przygotowane przez wyspecjalizowane domy pogrzebowe. Ceny usług zaczynają się już od 150 zł.

– Do 2012 r. ma wejść w życie ustawa zmieniająca system usług pogrzebowych. Po jej wprowadzeniu powinno być sporo miejsc pracy, nawet dla dwóch tysięcy osób – pociesza siebie i innych balsamistów Adam Ragiel, który szkoli kursantów. – Wciąż jeszcze niewiele zakładów pogrzebowych poszukuje takich fachowców. Ale firmy, które wiedzą, że jest projekt nowej ustawy, starają się już inwestować w ludzi. Natomiast firmy, które są punktami usług, czyli tylko biurem, takiego pracownika nie potrzebują.

Niepodobna podważyć korzyści płynących z usług balsamacji. Na Zachodzie zmarły staje się intratnym biznesem, atrakcyjnym towarem, jak każdy inny. Nie ma tam miejsca na przypadkowych balsamistów, którzy za 50 zł i flaszkę wódki umyją ciało nieboszczyka ludwikiem czy domestosem.

Przeciwnicy mówią, że ta usługa wyjaławia śmierć i gubi perspektywę życia wiecznego. Że zabija śmierć kosmetykami, zapachem i pięknem. Że wymiar metafizyczny schodzi na dalszy plan. A przecież zmarły wymaga zadbania, atencji.

Adam Ragiel jako balsamista jest samowystarczalny. Ale z uśmiechem przyznaje, że od koleżanek fryzjerek i kosmetyczek uczy się, jak profesjonalnie malować zmarłego. Maluje oczy, usta, brwi i rzęsy, gdyż kosmetyki nawilżają zmarłemu skórę, poprawiają kolor cery i nabłyszczają wargi. Czasem maluje tipsy we wzory i robi pedicure, jeśli zmarła ma mieć na stopach sandały. Na twarz nakłada pudry i fluidy. Gdy potrzeba, układa wymyślne fryzury.

Jeśli na twarzy zmarłego brakuje skóry, pobiera ją z innej części ciała, aby wykonać przeszczep, tanatoplastykę. Szwy maskuje specjalnym woskiem. Jeśli zmarły jest ofiarą wypadku i nie ma części twarzy, prosi rodzinę o zdjęcia, żeby nie zmienić jego wyglądu. Ekstremum to rekonstrukcja ciała. Wówczas zmarły po balsamacji powraca do wyglądu sprzed choroby czy wypadku. Kobieta, która w wyniku wypadku straciła pół twarzy, po kilku dniach ma tipsy i farbowane włosy. A nieboszczyk wygląda lepiej niż niejeden żałobnik.

I tego wszystkiego chce nauczyć kursantów Adam Ragiel. – Wzorujemy się na doświadczeniach i rozwiązaniach sprawdzonych za granicą. Trzeba równać do najlepszych – przekonuje.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną