W czasie jednego tylko letniego weekendu na ostry dyżur w Instytutcie Medycyny Pracy w Łodzi przyjęto czterech pacjentów po dopalaczach. Jeden z nich został ściągnięty z dachu, gdzie trafił w ataku panicznego lęku. Inny dojechał już po reanimacji w karetce pogotowia. Dwaj pozostali też byli w stanie ciężkim, zagrażającym ich życiu.
Od 1 stycznia 2010 r. w statystykach Instytutu zapisano 45 pacjentów przyjętych po zażyciu dopalaczy, czterokrotnie więcej niż w roku ubiegłym. U wszystkich wystąpił zespół objawów klasycznych w tego rodzaju przypadkach: pobudzenie, niepokój, bełkotliwa mowa, migotanie serca, wysokie ciśnienie (powyżej 180), nudności, wymioty, poty, bóle brzucha, drgawki, halucynacje, prowadzące niekiedy do psychozy. Zaburzenia równowagi, wywołane zakłóceniami w pracy pnia mózgu, powodują gwałtowane upadki, a więc i urazy. Substancje psychoaktywne składające się na dopalacze tną po całości: za jednym zamachem atakują układ krążenia, nerwowy, pokarmowy, dokrewny.
– Organizm kompletnie się rozregulowuje – ostrzega dr Anna Krakowiak z Oddziału ostrych zatruć w łódzkim instytucie. – Ilość substancji wywołującej stan deregulacji zależy od indywidualnego progu wrażliwości. Na pewnym poziomie dopalacz może dawać poczucie psychicznego komfortu. Nie da się jednak określić granic całkiem bezpiecznej dawki, bo reakcja organizmu każdorazowo zależy od składników zawartych w dopalaczu oraz ich proporcji.
Nie ma testów
Dwudziestolatka, który zmarł w Łodzi na początku roku, przywieziono w stanie ciężkim.