Jest to, jego zdaniem, rzeczywistość zapóźniona, nieobiektywna i polegająca na nieporozumieniu, czego dowodem jest wybór Bronisława Komorowskiego na prezydenta. Z powodu tego, że jest chora, już po wyborach przestała ona za prezesem PiS nadążać, podobnie zresztą jak niektórzy oddani mu publicyści.
Odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi osobiście premier Tusk i trzy lata jego rządów. Ich efektem jest chaos, który trafnie opisuje w „Super Expressie” Jan Pospieszalski. „Widziałem wielką pluszową kaczkę, która była darta na strzępy przy aplauzie pijanych ludzi” – ubolewa, relacjonując demonstrację przeciwników krzyża na Krakowskim Przedmieściu.
Pospieszalskiego boli, że bestialstwo to odbywało się w atmosferze „szyderstw i cynicznego rechotu”, w sytuacji, gdy „alkohol wisiał w powietrzu”. Przyznaje, że nigdy nie zapomni tamtych scen, zwłaszcza „pluszowego misia przybitego do krzyża” oraz chłopaka z dredami, który na widok Pospieszalskiego z kamerą, zamiast sensownie się wypowiedzieć, „wygrażał, że mi zaraz zap... doli z łokcia”.
Do merytorycznej dyskusji nie było, rzecz jasna, w tej sytuacji warunków. Ze strony tłumu Pospieszalskiego spotkały jedynie bolesne i niesprawiedliwe zaczepki, a jeden z wiecujących miał się nawet posunąć do stwierdzenia, że to Pospieszalski jest tym, który sieje nienawiść. „Gdy próbowałem dowiedzieć się, w jakim aspekcie sieję nienawiść, nie potrafił odpowiedzieć” – przyznaje dziennikarz, co dowodzi, że zarzut był nietrafiony w każdym aspekcie.
Ostatnie badania CBOS informują, że do głosowania na Komorowskiego przyznaje się już 59 proc.