Do przyjrzenia się rodzimym świątyniom pchnęli nas czytelnicy Raportu o polskiej szpetocie (POLITYKA 31). Zanim się tym zajmiemy, popatrzmy jednak – gwoli porównania – jak współczesne kościoły wznoszą inni.
Po II wojnie światowej w architekturze zapanowała moda na nowoczesność. Objęła także sferę sacrum, początkowo nieśmiało, później coraz odważniej, a wzorcowym przykładem do podziwiania w każdym podręczniku historii architektury jest oczywiście Notre-Dame-du-Haut w Ronchamp Le Corbusiera. Dodatkowa zachęta do budowlanego eksperymentowania wyszła zresztą z samego Watykanu. Zakończony w 1967 r. II Sobór Watykański przyjął bowiem program aggiornamento (unowocześniania), który pozwalał już bez obaw o herezję snuć nowatorskie wizje. W efekcie „do późnych lat 80. żaden szanujący się architekt nie projektował w stylach historycznych” – zauważa Edward Norman, autor książki „Dom Boga”.
Nic więc dziwnego, że kościoły coraz bardziej zatracały sakralny charakter, upodabniając się do sal koncertowych, centrów handlowych lub wystawienniczych (szczególnie w kochającej gigantomanię Ameryce). Reguła była prosta: zbudować świątynię jak najbardziej do świątyni niepodobną. Doszło do tego, że jakiś czas temu pięciuset zatroskanych twórców z całego świata wystosowało list otwarty do papieża Benedykta XVI pisząc w nim m.in.: „Dzisiejsza architektura sakralna nie ułatwia ożywczego spotkania z Bogiem, lecz raczej ogranicza je i wypacza”.
Triumf minimalizmu
Z czasem fascynacja nowoczesnością mocno przygasła. Dziś na świecie rzadko buduje się kościoły zarówno w duchu modernistycznym, jak i te nawiązujące do historycznych stylów. Częściej zdarzają się świątynie w stylu hi-tech (gigantyczna katedra w Oakland czy Notre-Dame de Pentecôte w paryskiej La Défense), a nawet dekonstruktywistycznym, jak kameralne acz śmiałe bryły kościołów św. Moniki w Madrycie czy we Freiburgu.
Zdecydowanie jednak triumfuje minimalizm. Wystarczy popatrzeć na najnowsze realizacje w Jyllinge (Dania), Turku, Helsinkach i Karsamali (Finlandia) czy Rijsenhout (Holandia). Co ciekawe, nawet tam, gdzie zawsze kochano mocne kolory i nadmiar ozdób, architektura sakralna też staje się coraz bardziej stonowana, wystarczy wspomnieć o kościołach w Afryce (Maputo w Mozambiku, Vanderbijlpark w RPA) czy w Ameryce Południowej (Bogota, Coelemu w Chile). W tych nowoczesnych świątyniach poza prostym krzyżem nie ma praktycznie dekoracji i ozdób. Nic nie przeszkadza w kontemplacji. Jedynym elementem budującym nastrój jest światło padające z zewnątrz, na ogół przez nieduże, liczne, starannie rozmieszczone otwory. (Np. do kaplicy w japońskiej Kobuchizawie światło wpada przez 4700 otworków tworzących roślinne motywy).
Ponad potrzeby
Większość projektantów odebrała dobrą lekcję z doświadczeń modernizmu i maksymalnego zeświecczania wyglądu świątyń. Wprawdzie nie przeproszono się na powrót z historycznymi stylami (chyba że cytowanymi oszczędnie i bardzo świadomie), ale na nowo rozpoczęto poszukiwanie w bryle kościoła sacrum, tajemnicy, metafizyki. Nie ulega wątpliwości, że współczesnym architektom, ale też ich zleceniodawcom rozsianym po całym świecie, znacznie bliżej jest do koncepcji świątyni jako miejsca medytacji, ewentualnie punktu zgromadzenia wspólnoty wiernych, aniżeli do idei traktowania świątyni jako symbolu boskiej potęgi.
Tymczasem nasze budownictwo sakralne zdaje się podążać w dokładnie przeciwnym kierunku. Króluje gigantomania, których wzorcowymi przykładami są bazylika w Licheniu i Świątynia Opatrzności Bożej w Warszawie. To mentalna pozostałość po PRL, gdy o zgodę na budowę kościoła czekało się długimi latami. Gdy się już ją zdobyło, stawała świątynia uwzględniająca możliwość nieustannego przez kolejne 200 lat wyżu demograficznego. Największa świątynia katolicka w Chinach (56 mln wiernych) w Zhongguancun to jak na nasze standardy zaledwie średniej wielkości kościół. Polskie kościoły wyrastają ponad potrzeby, zdrowy rozsądek (ogrzać, posprzątać, odnawiać), ale zazwyczaj też ponad sąsiadującą zabudowę, kpiąc z reguł urbanistyki.
Architektoniczne nowinki nie są cenione. Żadnego tam minimalizmu, hi-tech, dekonstruktywizmu, biomorfizmu. Najlepiej sprzedaje się historyzm w eklektycznej postaci, tak by znalazło się coś z baroku, z gotyku, z klasycyzmu. W efekcie powstają, naśladujące nieudolnie przeszłość, takie dziwadła jak kościoły Maksymiliana Kolbego we Wrocławiu (wariacja na temat gotyku), Antonia Marii Zaccarii w Warszawie (udawanie klasycyzmu) czy Błogosławionej Karoliny w Tychach (barok z elementami meczetu). Nie mówiąc o kościele Miłosierdzia Bożego w Głogowie, jakby żywcem przeniesionym z XIX-wiecznego Santa Fe.
Skocznia, elewator, centrum handlowe
Nowoczesność przebija się u nas jedynie pod postacią przyciężkiego, a bywa że i groteskowego, neomodernizmu. Przerabiamy lekcję, którą świat zaliczył 40 lat temu, a więc wówczas, gdy u nas budować (kościołów) nie było wolno. Klasyczna nowoczesność lubiła jednak formy proste, a u nas królują niezliczone daszki, załamania, obłości, nawarstwiające się podziały. Symbol goni symbol, znak ściga się z dekorem.
Oczy bolą od przyglądania się takim świątyniom jak Chrystusa Odkupiciela w Chełmie, Najświętszej Matki Boskiej Królowej Polski w Głogowie czy Chrystusa Odkupiciela w Olsztynie. W zawodowym żargonie powstał nawet specjalny termin dla takich form: origami. Zazwyczaj jeszcze gorzej jest pod tym względem z wystrojem wnętrza, które już nie podlega żadnym profesjonalnym nadzorom.
Chyba nigdzie na świecie nie ma takiego bogactwa kościelnych brył. Są świątynie podobne do magazynów (Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Mogilnie), centrum handlowego (Chrystusa Króla w Krakowie), wielkiego szałasu (Dobrego Pasterza w Lublinie). Mamy wysyp świątyń przypominających zbożowe elewatory (np. Najświętszej Matki Panny w Tczewie i w Jastrzębiu Zdroju), narciarskich skoczni (np. św. Herberta w Wodzisławiu Śląskim) lub dziwacznych rotund (np. Podwyższenia Krzyża Świętego w Wałbrzychu).
Irytującą z architektonicznego punktu widzenia praktyką jest doklejanie z tyłu kościoła gigantycznych zakrystii. Często z przodu taka świątynia wygląda ciekawie, z boku – groteskowo, z tyłu – fatalnie. Tak jest np. w Wiślinie na Żuławach czy w parafii św. Ducha we Wrocławiu.
Specjalista od nowoczesnych kościołów prof. Konrad Kucza-Kuczyński w jednym z wywiadów trafnie, choć boleśnie, zauważył, że „w Polsce 97 proc. tego, co w architekturze sakralnej się dziś buduje, to »niearchitektura«. Brzydkie kościoły powstają za zgodą wiernych i kapłanów”. I w zgodzie z ich poczuciem estetyki – można by dodać. Jeden z kościelnych hierarchów, broniąc bazyliki w Licheniu, mówił, że jest ona symbolem „buntu prostego, wierzącego ludu wobec tej części współczesnych elit, która buduje banki, domy handlowe i miejsca rozrywki, zapominając o Bogu”. Tę prawdę należałoby przenieść na niemal całe budownictwo sakralne w Polsce ostatnich kilku dziesięcioleci.
Triumfuje gust tłumów, ciekawe projekty tylko od czasu do czasu rozświetlają tę estetyczną ciemnotę, a wybitnych projektantów, takich jak Stanisław Niemczyk, policzyć można na palcach jednej ręki. O sytuacji, jaka miała miejsce podczas konkursu na budowę kościoła Dio Padre Misericordioso w Rzymie, możemy tylko pomarzyć. Swoje projekty zgłosili tam m.in. Frank Gehry, Santiago Calatrava, Tadao Ando, Günter Benisch. To światowa czołówka. Ostatecznie wybrano piękną koncepcję Richarda Meiera – świątyni przypominającej trójmasztowy żaglowiec.
W posoborowej Konstytucji o Liturgii (1968 r.) zapisano: „sztuka naszej epoki (...) może się swobodnie rozwijać w Kościele”. W kolejnej dekadzie Konferencja Episkopatu Polski w oficjalnych wytycznych dotyczących budowy kościołów przekonywała, że „należy rozwijać nową twórczość dla celów sakralnych”. Nie skorzystaliśmy z tych wskazówek w sposób mądry i otwarty. W PRL tłumaczyła nas pętająca ambicje socjalistyczna ideologia. Co nas wytłumaczy teraz?
Najciekawsze polskie współczesne kościoły i kaplice...
• Pw. Chrystusa Odkupiciela w Czechowicach Dziedzicach Projekt Stanisława Niemczyka, zwanego polskim Gaudim. Pozostałe jego realizacje (Tychy i Kraków) też powinny znaleźć się w tym zestawie. Ale dajmy szansę innym.
• Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie na Ursynowie Absolutna klasyka autorstwa Marka Budzyńskiego. Szkoda, że bez udanych naśladowców.
• Św. Filipa Neri w Radomiu Choć trochę kojarzy się z operą w Sydney, to i tak zdecydowanie przewyższa średnią krajową zaskakującą formą, świetnymi proporcjami i umiarkowaniem. Dzieło Wojciecha Gęsiaka.
• Kaplica Votum Aleksa w Tarnowie nad Wisłą Wspaniały i bardzo rzadki u nas przykład połączenia skromności, minimalizmu i duchowości, projekt: Marta i Lech Rawińscy.
• Przemienienia Pańskiego w Opolu Projekt Antoniego Domicza – dowód, że nawet wielkie i proste bryły mogą być bardzo ciekawe.
• Kaplica uniwersytecka na terenie Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie Skromny, niezwykle elegancki projekt.
... i najbrzydsze
Właściwie można by je wybrać drogą losową. Ale spróbujmy wskazać te wyjątkowo dziwaczne.
• Sanktuarium Maryjne w Licheniu Czy mógłby inny znaleźć się na pierwszym miejscu? Wszystkie architektoniczne grzechy spotęgowane i zogniskowane w jednym miejscu. Plus gigantomania na skalę arabskich szejków.
• Świątynia Opatrzności Bożej w Warszawie Jeszcze nie gotowa, ale już dobrze wiadomo, co nas czeka. A mogło być tak pięknie, gdyby uhonorowano wyniki pierwszego konkursu i realizowano projekt Marka Budzyńskiego.
• Kościół parafialny w Krowicy Tralki, ozdoby, tandetne rzeźby. Gdyby nie krzyż, można by pomyśleć, że to nowobogacka willa.
• Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Grajewie Orgia łuków, zakoli, linii giętych i pogiętych. Plus nieoczekiwanie dekonstruktywistyczne zwieńczenie wieży.
• Matki Boskiej Częstochowskiej w Krakowie Jeszcze jednego załamania na dachu nie udałoby się wcisnąć nawet pomysłowemu Dobromirowi.
• Matki Boskiej Częstochowskiej w Rabce Zdroju Jednorodzinny góralski domek plus dwie oblężnicze wieże. Tym razem tradycja zawiodła.
• Opatrzności Bożej w Stalowej Woli Odważne połączenie igloo ze sztuką meksykańską. Opatrzność ewidentnie nie czuwała.
• Matki Boskiej Królowej Polski w Elblągu Przykład, jak groteskowe efekty może przynieść chęć nowoczesności za wszelką cenę. Przez internautów ochrzczony „Barad Dur” (z Tolkiena), rzeczywiście przypomina siedzibę złych mocy.
• Św. Franciszka z Asyżu we Wrocławiu Tym razem połączenie cyrku i twierdzy. A może wyrzutni rakiet?
• Matki Bożej Niepokalanej w Nowym Sączu W miniaturze doskonale by się nadawał na grzybkowy domek dla Smerfów.