O swojej decyzji poinformowała za pośrednictwem tabloidów celebrytka Joanna Liszowska: wychodzi za mąż, a przedtem podpisuje intercyzę. Tabloid skomentował, że to dowód miłości, a internauci – że to już przecież norma cywilizacyjna, a przy sporej różnicy dochodów rozwiązanie rozsądne.
Zwykli Polacy też podpisują. W ciągu 10 lat liczba intercyz wzrosła z 25 tys. do ponad 40 tys. w 2009 r. – Tyle że w warunkach polskich nie chodzi zwykle o to, by chronić majątki zgromadzone przed ślubem, bo i tak gwarantuje to polskie prawo – tłumaczy warszawski adwokat Marcin Muśnicki, zajmujący się prawem rodzinnym. – Majątki każdego z małżonków sprzed zawarcia związku po rozwodzie, jako odrębne, nie podlegają podziałowi.
Podpisanie intercyzy oznacza, że wszystko, co małżonkowie zakupią po ślubie, będzie należało do jednego albo do drugiego z nich (do którego – za każdym razem trzeba będzie ustalić). Względnie wszystko, co kupią, będzie należało do obojga po połowie. Ale nie jest to rozwiązanie ostateczne.
Bo polski kodeks rodzinny pozwala przeprowadzić rewolucję majątkową w dowolnym momencie. Małżonkowie mogą wspólność rozszerzyć, zawęzić o wybrane elementy, połączyć majątki sprzed ślubu albo uczynić wspólnym jakiś pojedynczy, konkretny ich element. Wystarczy pójść do notariusza. W polskich warunkach podpisanie intercyzy ma więc sens jedynie w dwóch wypadkach: przy wielkiej różnicy potencjałów zarobkowych albo jako rozwiązanie doraźne, zastosowane w określonym celu. Polacy zwykle wybierają to drugie.
Powód pierwszy: kredyt
Intercyza pozwala lepiej wypaść w oczach banku.