Halina maluje linijki i obwódki na serwisie Feston. Stoi przed nią obracający się dookoła przedmiot, coś na kształt koła garncarskiego. Halina macza w platynowej farbie pędzelek zwany miotłą, przyciska do brzegu wirującego na krążku spodka i nanosi równo srebrne obramowanie.
Feston zachwalany jest za „szlachetną prostotę kształtu” oraz „wysoką dozę artystycznego szyku”. Ma pofałdowane brzegi i solidne uchwyty na wazach. Owszem, ładny. Pochodzi z PRL, spod ręki Wincentego Potackiego, jednego z legendarnych projektantów. Feston bywa w kwiatki i ruską dekorację z kobaltem. Ten serwis z kobaltowym szlaczkiem, zdobiony złotym ornamentem, kupował wagonami ZSRR. Robiono go pełną parą, a jak wieść gminna niesie, władze w Warszawie dopłacały do każdej sztuki, żeby i Rosjan zadowolić, i fabryka wyszła na swoje. Feston z ruskim ornamentem robi się i dziś, choć w ilościach daleko nie wagonowych, lecz wciąż z głębokim kobaltem, który wszedł do dekoracji w 1936 r. i ocalał tylko w tym zdobieniu.
Przez prawie dwa wieki fabryka przechodziła od właściciela do właściciela, od hrabiego Hiacynta Małachowskiego, kanclerza wielkiego koronnego, poczynając. Rodzina Weissów w 1838 r. rozpoczęła tu produkcję porcelany, miast, jak dotąd, fajansu. Później w długim szeregu posiadaczy byli – z przerwami – m.in. książęta Druccy-Lubeccy, aż do 1920 r., kiedy jeden z nich sprzedał fabrykę lwowskiemu bankowi, a w nazwie pojawiły się litery SA.
Po każdym kataklizmie Ćmielów rozkwitał. Tak też było w międzywojniu. Pojawiła się wtedy plejada wybitnych projektantów. Bombonierki, popielniczki, figurki, a wśród nich Piłsudski, Magdusia, Kazicha, Upadła, Twardowski, Krupka, Nafciarz, Zadumana. Jedne ocalały, po innych ślad zaginął.
Dorobiono się też garniturów kawowych Dorota i Ina, uznanych także za granicą za rewelacyjne, zestawów obiadowych, owocowych, do ciast.