Gosia, prosząc o przełożenie egzaminu lub usprawiedliwienie nieobecności, prawie nigdy nie wspomina, że ma córkę. Nie chce być ulgowo traktowana. Ba! Porządnie wzięła się do nauki dopiero po porodzie – i dziś jest prymuską. – Chciałam udowodnić, że dam radę i że dziecko nic nie zmieniło w moim życiu. Uczę się dla małej. Tośka musi mieć mądrą mamę, która kiedyś zarobi na jej utrzymanie, lekcje angielskiego i balet.
Gosia urodziła przed sesją zimową na drugim roku. Gdy zachorowała po porodzie i leżała na korytarzu izby przyjęć podłączona do kroplówki, Daniel, narzeczony, czytał jej podręcznik z ekonometrii. Tośka skończyła rok, a Gosia rozpoczęła równolegle drugie studia. Mogła sobie na to pozwolić dzięki pomocy rodziców i dziadków, którzy załatwili nianię, pomogli znaleźć mieszkanie. Zaczęła też pracować na pół etatu w organizacji studenckiej, Daniel również pracował i studiował. Teraz Gosia będzie pisała licencjat na socjologii i robiła magisterium na SGH.
– Dziewczyny w ciąży na studiach są uosobieniem matki Polki w wersji junior – mówi Sylwia Chutnik, prezeska Fundacji MaMa. – Jeśli sobie postanowią, to będą miały pracę, świetne wyniki w nauce i jeszcze przyjdą pomagać innym. Te kobiety mają ogromne wewnętrzne poczucie, że robią to wszystko, bo po prostu chcą.
Nikt jednak nie wie, ile kobiet w Polsce wychowuje dziecko jednocześnie studiując. Uczelniom prawo nie pozwala prowadzić takiej ewidencji, a studentki coraz rzadziej przychodzą do dziekanatu po zasiłek z racji urodzenia dziecka. Często nie wiedzą, że taka pomoc im się należy, bądź po prostu nie chcą się przyznawać, że są matkami.