Miesiąc temu Janusz Palikot skarżył się, że gdy nieostrożnie zapowiedział zjazd założycielski swojego nowego ruchu, rząd z miejsca przykrył w mediach tę inicjatywę, ogłaszając walkę z dopalaczami. Teraz z kolei na swoim blogu Palikot ujawnia, że w celu zagłuszenia uroczystości zrzeczenia się przez niego mandatu poselskiego, zapowiedzianej na 6 grudnia, prezydent Komorowski dokładnie na ten sam dzień zaprosił do Polski prezydenta Rosji Miedwiediewa.
Trudno zrozumieć, dlaczego prezydent Rosji dał się wciągnąć w zaplanowaną przez Komorowskiego intrygę przeciwko Palikotowi. Sprawa zaczyna zresztą przybierać coraz bardziej niepokojący obrót, bo gdy Palikot demaskował w programie „Kropka nad i” działania Komorowskiego, Korea Północna rozpoczęła ostrzeliwanie Korei Południowej. Nie wiadomo, co takiego ma Korea Północna do Palikota, że dołączyła do grona zagłuszających go, ryzykując w dodatku wywołanie globalnego konfliktu zbrojnego. Być może Palikot ujawni to kiedyś w „Kropce nad i”. Tak czy inaczej, bezprecedensowy atak Korei na Palikota potwierdza ostateczne bankructwo moralne i polityczne tamtejszego reżimu.
Miejmy nadzieję, że reżim ten nie zdoła zamknąć ust byłemu posłowi PO. Jest jasne, że w obecnej sytuacji międzynarodowej Palikot nie powinien 6 grudnia rezygnować ze swojego mandatu. Gdyby swoją decyzję w tej sprawie udało mu się ogłosić na żółtym pasku w TVN 24, zręcznie pokrzyżowałby plany Komorowskiego i Miedwiediewa, a wizyta tego ostatniego straciłaby sens. Chociaż z drugiej strony strach pomyśleć, do czego mogliby się posunąć Tusk, Komorowski i Korea Północna, aby informację o rezygnacji Palikota z mandatu medialnie przykryć.