Dlaczego informacje ujawnione przez portal Wikileaks tak rozgrzały opinię publiczną?
Bo lubimy to, co przed nami ukryte, i wierzymy w to. Każdy, kto trochę interesuje się polityką zagraniczną, widzi, że przynajmniej wśród dotychczas ujawnionych wiadomości ani o kulisach decyzji politycznych, ani o prywatnych opiniach dyplomatów na temat światowych polityków, nie ma niczego bardzo zaskakującego. Fascynacja mediów i odbiorców tym przeciekiem wynika po pierwsze z tego, że informacje te zostały podane do wiadomości publicznej, mimo, że nie było to intencją ich autorów. Wydaje nam się, że autorzy byli bardziej szczerzy, ponieważ nie wiedzieli, że osoby, których dotyczą ich sądy, dowiedzą się o nich. Po drugie, zainteresowanie każdym rodzajem plotek pojawia się, gdy mogą one dotyczyć spraw ważnych i jednocześnie takich, do których ludzie nie mają zwykle dostępu. Tak jest bez wątpienia w tym przypadku. Po trzecie, dla osób, które w ogóle źle myślą o polityce, ta sytuacja jest okazją do potwierdzenia swojej opinii, że ludzie związani z tą dziedziną, dyplomaci, są fałszywi, nie można im wierzyć. Inni, wreszcie, szukają w ujawnionych opiniach potwierdzenia własnych sądów o niektórych światowych przywódcach, ludziach powszechnie znanych i mających wpływ na wydarzenia na świecie.
Najważniejsi politycy globu solidaryzują się z Amerykanami w oburzeniu, że informacje zostały ujawnione. Zachowują się, jakby byli ponad fakt, że część ujawnionych depesz zawiera złośliwe opinie na temat ich samych. Faktycznie nie robi to na nich wrażenia, czy odezwie się echem w dalszych kontaktach?
Mogą zareagować lekką irytacją, ale w większości przypadków raczej tylko lekką, bo do wielu z nich z pewnością wcześniej docierało, że podobnych ocen mogliby się spodziewać.