Przełom zaczął się od listu, który zbuntowane mieszkanki Domu Samotnej Matki napisały do prezydenta Gdyni: „Ośrodek bardzo źle wpływa na nasze dzieci. Niektóre są w stosunku do siebie agresywne i podpatrują od najstarszych złe nawyki, wulgarne odzywki”. Kobiety skarżyły się, że pracownice socjalne, które „powinny pomagać stanąć psychicznie i fizycznie na nogi, robią wszystko wręcz odwrotnie”. Więc one nie chcą mieszkać dłużej w DSM. Złożyły wcześniej wnioski o mieszkania socjalne. Wyraziły nadzieję, że prezydent pomoże im „wyjść na prostą i zacząć normalne życie w godziwych warunkach”.
Wariant I: jak na wczasach
Agnieszka M., 32-letnia ładna brunetka, żałuje jednak, że miasto postanowiło zlikwidować DSM. Pomieszkiwała tam dwukrotnie. Głównie przez źle ulokowane uczucia. Mariusz, ojciec jej dwóch córek, 9 i 6 lat, starszy od niej o 20 lat, jest nieodpowiedzialnym hazardzistą, używa przemocy i prochów. Rodzice ją przestrzegali. Odcięła się od rodziny. Ma siedmioro rodzeństwa, wszyscy uładzeni, tylko ona się wyrodziła. Gdy Mariusz za długi trafił do aresztu, została bez dachu nad głową i środków do życia. Tak znalazła się w DSM. Dzieci miały tu opiekę, mogła pracować.
Półtora roku później, z alimentami 1 tys. zł i pensją ok. 1,2 tys. zł, wynajęła mieszkanie. Ale zaczęła zarabiać mniej, więc by się nie zadłużać, wróciła do DSM. – Mogłam zadbać o siebie, odpocząć od codziennego myślenia, co do garnka włożyć. Dla mnie to były wczasy – opowiada. Jest zła na dziewczyny, które jesienią 2009 r. napisały skargę: – Źle im było?