Z opinią tą trzeba się zgodzić, zważywszy, że misja Kościoła, polegająca na tłumieniu seksualności, przez prawie 2 tys. lat przynosiła znakomite rezultaty w postaci wysokiej liczby urodzeń. Chcąc ostatecznie potwierdzić jej słuszność, udałem się do Instytutu Prokreacji Alternatywnej, zajmującego się problematyką szeroko rozumianego powstawania dzieci. – Badamy możliwości prokreacji bez rozbudzania seksualności, które, co nie jest dziś tajemnicą Kościoła, utrudnia posiadanie dzieci. Chodzi o zastąpienie zwierzęcej energii seksualnej energią czystą pochodzenia roślinnego, którą aplikujemy naszym podopiecznym. Efekty są zachęcające – wyjaśnia szefowa instytutu. Zgadza się, abym wysłuchał wyznań kilku pacjentów, uprzedzając, że są dość drastyczne.
Mam na imię Anna, jestem osobą seksualnie rozbudzoną od 5 lat. O seksie czytałam już w szkole średniej, potem często rozmawiałam o tym ze znajomymi. Przyznaję, że także w pracy. Jakiś czas temu kolega podsunął mi film z udziałem innych rozbudzonych seksualnie osób. To było straszne, zrozumiałam, że seks jest dla mnie tak ważny, że nie potrafię przestać się rozbudzać. Mąż, który jest zupełnie nierozbudzony, próbował mi pomóc, proponując inne formy spędzania czasu. Niestety, odeszłam od niego i zamieszkałam z kimś, z kim mogłam rozbudzać się dalej. Cały czas wmawiałam sobie, że robię to, żeby mieć dzieci, ale dziś wiem, że byłam w błędzie, dlatego chcę ostrzec innych.
Na imię mam Wacław, jestem osobą seksualnie rozbudzoną od 12 lat. W młodości rozbudził mnie film „Dzieje grzechu”, potem pozostawałem pod zgubnym wpływem pogadanek prof. Lwa-Starowicza, przed którym pragnę wszystkich przestrzec.