O Klubie Kokosa zrobiło się głośno, gdy właściciel Polonii Warszawa, deweloper Józef Wojciechowski, zagroził, że ześle tam, celem przemyślenia postawy boiskowej, najjaśniejszą gwiazdę drużyny Euzebiusza Smolarka. Ostatecznie napastnik został przywrócony do łask, ale lekcję, że w Polonii piłkarz nie zna dnia ani godziny, otrzymał. Wiceprezes klubu Piotr Ciszewski starał się wykorzystać okazję, by nakłonić Smolarka do renegocjacji kontraktu (gwarantującego mu podstawowe zarobki w kwocie 400 tys. euro za rok), jednak niczego nie wskórał. Smolarek jest w Polsce kilka miesięcy, ale już pojął, że umowa piłkarza, raz podpisana, jest święta.
Klub Kokosa to czarna dziura – trafiają tam piłkarze bez przyszłości w zespole, których nie da się zwolnić. Jako pierwszy w niebyt został zesłany Daniel Kokosiński (stąd nazwa klubu), 25-letni obrońca, który po kilkunastu udanych meczach w Zniczu Pruszków został kupiony przez Wojciechowskiego, podpisał dwuletni kontrakt, ale z biegiem czasu okazało się, że to transferowa pomyłka. – Próbowaliśmy nakłonić Daniela do rozwiązania umowy. Zgodził się, ale zażądał wypłaty za rok z góry. Na to prezes Wojciechowski nie przystał – informuje Ciszewski. Na razie Kokosiński ćwiczy więc sam, z dala od drużyny, pod okiem oddelegowanego przez klub trenera. Trochę biega, do tego pompki, brzuszki, rozciąganie, co tam trener zaplanuje. I co miesiąc kasuje prawie 20 tys. zł.
Bohaterowie z boiska
Każda drużyna Ekstraklasy ma swój Klub Kokosa. Głośno jest o tym z Górnika Zabrze, brylują w nim Damian Gorawski i Paweł Strąk, piłkarze obyci w ligowej elicie.