Cezary Łazarewicz: – Pana płytę „Block to Block” uznano za najważniejszą norweską płytę rockową XX w.
Andrzej Dziubek: – Norwegowie lubią ludzi naturalnych, którzy niczego nie udają i grają to, co im dyktuje serce.
Dlatego śpiewał im pan te piosenki po góralsku?
Oni nikomu nie narzucają swojej kultury i jest w nich ciekawość, co to za człowiek do nich przyjechał. Ja przyjechałem z Orawy, miałem do zaproponowania góralski folklor i im się to spodobało. Poza tym oni lubią folklor.
To pan wymyślił, żeby grać im po góralsku?
Koledzy z zespołu mnie namówili. Przecież sam bym nie wpadł na to, że Norwegowie będą chcieli słuchać góralskich przyśpiewek. To był przypadek. Na jednej z prób zaśpiewałem piosenkę pochodzącą spod Krościenka, znaną mi z folklorystycznego zespołu Małe Podhale, w którym występowałem będąc dzieckiem. Zanuciłem: Wysedł jo se łąckę kosić, słonko świeciło, dokładając kilka chwytów na gitarę. Spodobało się. Joen Kristensen i Ole Snortheim, z którymi grałem w zespole De Press, powiedzieli: Tak będziemy teraz grali. Tę jedyną śpiewaną po polsku piosenkę umieściliśmy na naszej debiutanckiej płycie i nagle odkryły ją norweskie rozgłośnie radiowe. Wtedy cały świat interesował się Polską, bo powstała Solidarność. Być może dlatego nasza piosenka stała się wielkim przebojem.
Warto było uciekać z Polski, by zostać gwiazdą rocka w Norwegii?
Gdy uciekałem, nie wiedziałem, co będę robił. Miałem 16 lat i szukałem wolności. Przez rok przygotowywaliśmy szczegółowy plan z dwoma kolegami z liceum.