Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Czy Polska przyśpieszy

Z życia sfer

Leżące na południowym Pacyfiku wyspiarskie państwo Samoa ogłosiło, że zamierza przenieść się w czasie o jeden dzień, przechodząc na zachodnią stronę międzynarodowej linii zmiany daty.

Według premiera tamtejszego rządu, przesunięcie daty o jeden dzień do przodu sprawi, że prowadzenie interesów z kluczowymi partnerami, takimi jak Australia czy Nowa Zelandia, będzie dużo łatwiejsze i wygodniejsze.

Nie jest to pierwszy ruch Samoa w czasie. Prawie 119 lat temu Samoa podjęło decyzję o przeniesieniu się w czasie o jeden dzień do tyłu, co także miało wspomóc handel i gospodarkę wyspy. Operacja ta nie odbiła się zbyt szerokim echem prawdopodobnie dlatego, że cofanie się państw w czasie jest operacją znaną w świecie i nie stanowi żadnej sensacji.

Oczywiście przeniesienie się do przodu o jeden dzień to w wypadku Samoa tylko kropla w morzu potrzeb. Aby zdecydowanie wzmocnić swoją pozycję w relacjach z Australią czy Nową Zelandią, Samoa musiałoby się przenieść w czasie o wiele dziesiątek lat, na co prawdopodobnie nie uzyska zgody społeczności międzynarodowej.

Na temat tego, czy Polska powinna pójść śladem Samoa, zdania są podzielone. Wielu rządowych ekspertów uważa, że to niepotrzebne, gdyż Polska znajduje się obecnie we właściwym miejscu oraz czasie. Odmiennego zdania jest opozycja, która chętnie przesunęłaby Polskę do jakiegoś innego czasu. I mimo że przesunięcie o dzień do przodu uważa za cel mało ambitny, gotowa jest je poprzeć, gdyż jest przekonana, że to jedyny skuteczny sposób, aby dzisiejsza władza stała się władzą wczorajszą.

– Jeśli koniec rządów Tuska i Platformy można przyspieszyć choćby o jeden dzień, należy to zrobić – uważa prominentny polityk PiS, chociaż nie ukrywa, że dla gospodarki lepsze byłoby przesunięcie Polski w czasie o 20–30 lat, by dogonić przodujące gospodarki UE.

Polityka 22.2011 (2809) z dnia 24.05.2011; Felietony; s. 4
Oryginalny tytuł tekstu: "Czy Polska przyśpieszy"
Reklama