Od kilkunastu dni z czołówek światowych serwisów informacyjnych nie schodzą informacje o śmiertelnych przypadkach zakażeń bakterią EHEC. W Niemczech zmarły co najmniej 22 osoby, w większości kobiety. W Polsce na razie potwierdzono kilka zarażeń bakterią E. coli.
Początkowo za źródło zakażenia uznawano hiszpańskie ogórki, potem sałatę, wreszcie - kiełki z fasoli z gospodarstwa ekologicznego w Dolnej Saksonii. Kiedy konsumenci odczuli ulgę, że przynajmniej wiadomo, skąd pochodzi bakteria, Komisja Europejska przekazała do mediów informację, iż trudno w tej sprawie cokolwiek ustalić z pewnością. Tymczasem ludzie przestają kupować świeże warzywa, a wielu producentów staje przed widmem bankructwa. Czy możemy mówić o strachu, lęku, a może panice? Co tak naprawdę je wywołuje?
Uznaje się, że strach jest zawsze przedmiotowy, a zatem boimy się czegoś lub kogoś. Natomiast lęk nie wiąże się z konkretnym zagrożeniem - w jego powstawaniu natomiast ważną rolę odgrywają społeczne modele reagowania na zagrożenie. Lęk jednej osoby może wywołać lęk całej społeczności. Okazywanie bezsilności i pesymizmu przez kogoś, kogo społeczeństwo darzy szacunkiem i zaufaniem, może sprawić, że inni będą odczuwać lęk już nie tylko związany z jedzeniem, ale nawet z kontaktami z innymi ludźmi. Im wyżej ktoś jest w hierarchii, tym większy wpływ jego opinie wywierają na grupę.
Po doniesieniach o kolejnych zachorowaniach wywołanych bakterią E. coli oraz przy braku informacji o tym, co jest źródłem zakażeń, czujemy, że zagrożenie może czaić się wszędzie. Bardzo dużą rolę spełniają tutaj media. Wzbudzanie lęku w umiarkowanym stopniu i w rozsądnej formie może przyczynić się do wzrostu mobilizacji w społeczeństwie oraz do zmian zachowań i przyzwyczajeń, na przykład jedzenia wyłącznie czystymi rękami. Jeśli jednak przekaz medialny będzie coraz bardziej pesymistyczny i opatrzony komentarzami głoszącymi niemalże zagładę gospodarstw rolnych, lęk społeczeństwa tak się nasili, że uruchomi cały mechanizm bezcelowych, chaotycznych i impulsywnych działań. Podobnie było w przypadku wirusa A/H1N1, kiedy władze wielu państw wydały ogromne sumy na rzekomo zbawienne szczepionki.