Przyjęliśmy zasadę, że zasoby wytworzone za pieniądze publiczne powinny być dostępne publicznie, i to w sposób umożliwiający ich przetwarzanie” – oświadczył premier Donald Tusk na spotkaniu z blogerami i przedstawicielami organizacji społeczeństwa informacyjnego. A skoro tak, to informacje pozyskiwane i wytwarzane przez administrację w Polsce, jeśli tylko nie zostaną zakwalifikowane jako tajne, będą udostępniane w postaci umożliwiającej obywatelom, organizacjom społecznym i firmom wykorzystanie ich na przykład do tworzenia nowych usług i serwisów. Jakich?
– Wystarczy spojrzeć na dokonania władz stołecznego Dystryktu Columbia w Stanach Zjednoczonych – mówi Andrew Rasiej, polski Amerykanin, twórca inicjatywy Personal Democracy Forum. – Zdecydowały się one nie tylko na otwarcie dostępu do danych i informacji publicznej, lecz także stworzyły system zachęt-nagród dla twórców najciekawszych nowych usług.
W efekcie powstały dziesiątki serwisów dostępnych w Internecie i w telefonach komórkowych. Można na przykład sprawdzić, które miejsca Waszyngtonu są szczególnie niebezpieczne – mapa zagrożeń wykorzystuje dane udostępnione w sieci przez policję. Kierowca samochodu może łatwo w podobny sposób zlokalizować parking z wolnymi miejscami. Dziesiątki złożonych serwisów ułatwiają znalezienie najbliższej biblioteki, zlokalizowanie wolnych działek budowlanych i przegląd wydanych zezwoleń na rozpoczęcie budów. Władze dystryktu wydały na nagrody za najlepsze pomysły 50 tys. dol., w zamian otrzymały nowe usługi wartości milionów.