Niesprawiedliwie zaatakowani są czasem bezbronni jak dzieci. Nawet kiedy dobijają osiemdziesiątki i widzieli wiele dobrego i złego. Roman Graczyk wydał w lutym książkę „Cena przetrwania? SB wobec »Tygodnika Powszechnego«”. Zarzucił w niej czterem osobom ze środowiska „Tygodnika” i miesięcznika „Znak”, że utrzymywały podejrzane kontakty z funkcjonariuszami SB. Te osoby to Halina Bortnowska, Marek Skwarnicki, Stefan Wilkanowicz i nieżyjący Mieczysław Pszon. Ludzie znaczący w Kościele i życiu publicznym.
Dla znacznej części środowiska książka była szokiem. Ale nie dlatego, że autor ujawnia w niej prawdę. Bo nie ujawnia. Jego wywody, mające uzasadnić pomówienia, nie przekonały dwóch wybitnych historyków: Andrzeja Paczkowskiego i Andrzeja Friszkego. Wiedzą, co mówią, bo dłużej niż Graczyk pracowali na materiałach wytwarzanych przez SB. Dla ludzi dawnego „Tygodnika” lustracyjna książka Graczyka pozostaje moralną i psychologiczną zagadką. Jak mógł to zrobić pismu Jerzego Turowicza i wymienionej czwórce, którą nazwał „przypadkami osobnymi”?
– Pamięta pan eksperyment profesora Zimbardo? – pyta Halina Bortnowska, przewodnicząca Rady Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. W słynnym eksperymencie amerykańskiego psychologa studenci mieli odgrywać rolę strażników więziennych. Szybko zaczęli się zachowywać, jakby naprawdę byli klawiszami. Eksperyment przerwano. – Myślę, że SB to był rodzaj takiego eksperymentu, który się udał i trwa. Nie został przerwany. W SB urabianie ludzi polegało m.in. na wszczepianiu im swoistego języka.