W trakcie rewizji w jednym z chorzowskich mieszkań znaleziono nagranie z ustawki (umówionej bójki) kiboli Ruchu Chorzów i Lecha Poznań w lasach pod Lublińcem. Po obu stronach starło się po 200 osób. To chyba jedna z największych tego typu patologicznych zabaw w Polsce. Daleko od stadionów. Z siekierami, maczetami, nożami, drągami, pikami; krew tryskała jak z fontanny. Trwa identyfikacja wojowników. Śledczy zaczynają przyglądać się lekarzom, bo trudno sobie wyobrazić, aby ranni w tej wojnie nie szukali u nich pomocy. Niewykluczone, że opiekę medyczną przywieźli ze sobą.
– U nas lekarze – i to jedynie w zakładach opieki publicznej – wyczuleni są tylko na rany postrzałowe – mówi Leszek Goławski z wydziału przestępczości zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach. Kiedy opatrują rany po siekierach i maczetach, to raczej nie pytają pacjentów, skąd się wzięły. – Zlikwidowane przez nas przed laty grupy przestępcze, jak choćby Krakowiaka, miały swoich zaprzyjaźnionych lekarzy.
Na początku 2011 r. w ustawce pod Łodzią walczyło ok. 300 kiboli Widzewa i ŁKS. Wskutek odniesionych ran zmarł sympatyk Widzewa. Nie odwieziono go do szpitala, nie wezwano karetki. – Solidarność i lojalność grup wyłonionych ze środowiska fanatycznych kibiców jest o wiele silniejsza niż wśród zwykłych przestępców – mówi prof. Jacek Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. – Ma korzenie w ideologii kibicowania, scementowana została we wspólnych walkach, w których członek grupy godzi się nie tylko, że będzie bił innego człowieka, ale że i sam zostanie pobity lub ranny, nawet ciężko.