Tekst został opublikowany w POLITYCE we wrześniu 2011 roku.
Adam, kiedyś uczestnik grupy Anonimowych Erotomanów, polował z drobnymi upominkami na dziewczyny pod poprawczakami, internatami i w galeriach handlowych. Z czasem fanty przestały być skuteczne, bo dziewczyny chciały pieniędzy lub drogich pudrów w kremie i szminek. Nie nastarczyłby z dość marnej pensji. O znajdowaniu partnerek w biurze nie było oczywiście mowy. Prostytutek nie znosił.
Przerzucił się na seks internetowy, choć – jak mówi Michał Pozdał, specjalista profilaktyki społecznej, autor tekstu o cyberseksie w książce „Tabu seksuologii” (pod jego redakcją i Aleksandry Jodko) – takie transfery zdarzają się nieczęsto. Żywe ciało niełatwo zastąpić istniejącym na odległość. Adamowi udało się jednak seksualnie przetransferować, bo – jak sądzi – zyskał niepewną kiedyś przewagę: w wersji internetowej polowanie kończy się codzienną gratyfikacją, a niegdyś bywało nieskuteczne.
To zmieniło życie Adama. Przestał polować w galeriach. Niektórych czyhanie na sukces przyprawia o dreszcz dodatkowej emocji. Ale Adam bał się takich miejsc i nie miał w związku z nimi żadnych pozytywnych emocji. Przesunął uzależnienie na szkło i zasiadł łapczywie przed komputerem.
Jak w transie
– Erotyczne wyczekiwanie przed ekranem ma szczególny klimat – mówi Michał Pozdał. Internauci wyklikują kolejne filmy porno. Kiedyś musiałby im wystarczyć papierowy pornos z kiosku, ale przeglądanie go trwa minuty. W Internecie seksualne paliwo jest dostępne non stop tysiącami klatek, o każdej porze dnia i nocy. Czas oglądania można przedłużać, ile dusza zapragnie.
Nie chodzi o prymitywne szczytowanie przy pierwszym z brzegu porno.