Pierwszy test dał wynik niejednoznaczny. Drugi to samo. Badanie krwi też nie rozstrzygnęło sprawy, ale Maria dobrze zna swój organizm i po prostu wiedziała, że jest w ciąży. Wiedziała też, że nie chce mieć dziecka. W każdym razie nie teraz. Ma mieszkanie i niezłą pracę, ale jej związek wchodził w fazę końcową. Kolejny test dał wreszcie wynik pozytywny; panika, poczucie osaczenia i absolutna pewność, co powinna zrobić.
– Zabieg w Polsce nie wchodził w grę. W ostatnim czasie do więzienia trafiło trzech ginekologów, a ja nie chcę, żeby ktoś przeze mnie siedział. Bałam się też, że nielegalna aborcja może być groźna dla zdrowia. Tabletek wczesnoporonnych na bazarze nie zamierzałam kupować, a te, które zamawia się w Holandii, mogą nie dotrzeć na czas. Za duża loteria. Zaczęłam więc szukać za granicą – opowiada. Myślała o Niemczech, ale tam przed zabiegiem trzeba przejść rozmowę z psychologiem. Nie chciała omawiać z obcą osobą najbardziej intymnych spraw. Ukraina? Tam robią aborcję farmakologiczną, a miała wątpliwości co do tej metody. Wtedy w Internecie wyskoczyła prywatna słowacka klinika. Wystarczy zadzwonić i się umówić. Pytają tylko, który to tydzień.
•
Dyrektor kliniki w zachodniej Słowacji prosi, żeby nie podawać ich danych. Nie chce kłopotów.
– W Polsce aborcja to temat polityczny, dla mnie zdrowotny. Dlatego nie chcę się mieszać do waszej dyskusji – mówi. – Ja wierzę, że to jest sprawa, którą kobieta powinna rozstrzygnąć we własnym sumieniu. A kiedy zdecyduje, to naszym zadaniem jest zapewnić jej legalny, bezpieczny i dyskretny zabieg.