Paweł Walewski: – Ilu osobom musiała pani wczoraj powiedzieć, że są zakażone wirusem HIV?
Magdalena Ankiersztejn-Bartczak: – Dwóm.
Było ciężko?
To nigdy nie jest łatwe. Ludzie, którzy do nas przychodzą, by anonimowo wykonać testy, podświadomie wierzą, że wynik będzie ujemny. Tak jak ten mężczyzna z wczorajszego dyżuru, mój rówieśnik, który dotąd regularnie się badał i zawsze wszystko było w porządku. Tym razem test wypadł niepomyślnie. Dowiedział się tego ode mnie.
Nie był na to przygotowany?
Przyszedł z innym nastawieniem.
I jak zareagował?
Po chwili milczenia zapytał, jak długo pozostanie anonimowy. Tego boi się większość pracujących zawodowo. Uspokoiłam go, że choć w poradni, do której powinien się teraz zgłosić, zapytają go o personalia, nigdy jeszcze dane o pacjentach nie wypłynęły w świat. Czasem mija rok, zanim osoby świadome zakażenia zdecydują się na wizytę w przychodni i trafią pod stałą opiekę lekarza – tyle czasu zajmuje niektórym oswojenie się z nową sytuacją, w której się znaleźli.
Ale ten mężczyzna badał się regularnie. Musiał więc już wiedzieć, że podejmując ryzykowne zachowania naraża się na niebezpieczeństwo.
Trudniej wydać dodatni wynik komuś, kto nie robi testu po raz pierwszy, a więc wydawałoby się, że dokładnie wie, jak ustrzec się zakażenia. Rozmawiamy o tym z każdym przed wykonaniem badania, co – jak widać – nie zawsze daje pożądany rezultat. Niektórzy nadal ryzykują, bo świadomość, że dzięki dostępnemu leczeniu zakażenie HIV przestało być traktowane jak choroba śmiertelna, pozbawiła ich strachu.