Ochronić ślady przed zatarciem...
Rozmowa z Zygmuntem Rolatem, przewodniczącym komitetu budowy Muzeum Historii Żydów Polskich
Krystyna Lubelska: – Kiedy wyjechał pan z Polski?
Zygmunt Rolat: – W 1946 r. Do Polski przyjechałem po raz pierwszy dopiero po ponad 20 latach, w 1967 r. W tej podróży towarzyszyli mi syn i kuzyn. Przyjechałem pokazać im Polskę i Częstochowę. Mój syn Geoffrey miał wtedy 13 lat i był tuż przed swoją bar micwą. Wie pani, bar micwa to jest wielkie wydarzenie dla chłopca, bo staje się wówczas mężczyzną i może czytać Torę.
Dlaczego wybrał pan akurat ten kierunek wspólnej podróży dla dorastającego syna?
Oświęcim, Majdanek, Treblinka – te miejsca trzeba zobaczyć. Tak pokazują Polskę Marsze Żywych, organizowane dla młodych Żydów od wielu lat. Obozy zagłady są bardzo ważną częścią historii, ale to są obozy niemieckie, tyle że zbudowane na okupowanych ziemiach polskich. A ja chciałem, żeby mój syn zobaczył Polskę taką, jaką ja pamiętałem z czasów, gdy sam byłem chłopcem.
Mówi się, że każdy Żyd, który przyjeżdża do Polski, swoje pierwsze kroki kieruje na cmentarz.
Tak musi być, bo cmentarz dla Żydów jest nie tylko miejscem, gdzie się odwiedza groby przodków, ale dla wielu z nich był także miejscem wspomnień o egzekucjach na bliskich, których dokonywali Niemcy. Ja stale powracam do Częstochowy, bo na tamtejszym cmentarzu pochowani zostali nie tylko moi dziadkowie i pradziadkowie, ale także rozstrzelani w 1943 r. moja matka i mój brat Jerzyk, więc ich odwiedzam. Mój jedyny brat miał 18 lat i był najmłodszym z oddziału sześciu żydowskich partyzantów.
Ilu Żydów mieszkało przed wojną w Częstochowie?