Chodzi o lądowanie kapitana Wrony na lotnisku Okęcie i lądowanie trójki Ziobro, Kurski, Cymański poza PiS. Pierwsze, wykonane bez podwozia i zakończone na pasie startowym, okazało się dużym sukcesem, wszyscy wyszli z niego cało. Do drugiego doszło w obecności tłumu dziennikarzy, po obradach Komitetu Politycznego PiS na trawniku przed siedzibą tej partii. Trwa dyskusja, czy lądowanie to było czyimś sukcesem, czy raczej ogólną katastrofą. Nie da się ukryć, że ze względu na liczbę potencjalnych ofiar (których liczenie wciąż trwa) przeważa ta druga opinia.
Mówiąc szczerze, kapitan Wrona miał o tyle dobrze, że wylądował na lotnisku i zaraz potem mógł pójść do domu. Sytuacja trójki Ziobro, Kurski, Cymański wydaje się trudniejsza, gdyż została ona zmuszona do lądowania w terenie przygodnym i tak naprawdę do końca nie wie, gdzie wylądowała. Zresztą wylądować to jedno, a żyć potem dalej to drugie, tymczasem nie ma pewności, czy w miejscu, w którym znaleźli się Ziobro, Kurski i Cymański, istnieje w ogóle jakieś inteligentne życie.
Ale i sytuacja kapitana Wrony nie jest różowa. Przed zeszłotygodniowym lądowaniem był zwykłym pilotem Boeinga 767, po wylądowaniu natychmiast został obsadzony w roli bohatera narodowego. Zmusiło go to do szybkiego znalezienia odpowiedzi na wiele trudnych pytań: jak to jest lądować bez wysuniętego podwozia, co czuł w chwili, gdy dowiedział się, że musi lądować bez wysuniętego podwozia, o czym myślał podczas lądowania bez wysuniętego podwozia i co w ogóle sądzi o lądowaniu bez wysuniętego podwozia jako pierwszy Polak, który tego dokonał?
O kapitanie pisze się reportaże i teksty publicystyczne, z których on sam dowiaduje się, jak niezwykłym jest człowiekiem.