W małżeństwie Tomasza i Doroty nie działo się dobrze. Sąsiedztwo jego rodziców – zajmowali pierwsze piętro domu, młodzi drugie – nie pomagało. Po narodzinach dziecka sytuacja stała się nie do zniesienia i ostatecznie ona, niczym w popularnej piosence o polskiej miłości, z dzieckiem uciekła do mamy. Wyprowadzce towarzyszyła policja. Kiedy Tomasz zaczął mieć problemy z widywaniem dziecka, umieścił nagranie żony w sieci. Kopię wysłał do jej przełożonych w pracy. Na filmie kobieta krzyczała do małej córeczki, która nie chciała jeść: „Żryj! żryj! No żryj, bo zaraz ci wpierd...!”. Na wszelki wypadek Tomasz opatrzył film napisami, bo nagranie z ukrytej kamery miejscami było niewyraźne.
29-letni Tomasz, z wykształcenia nauczyciel, przez niemal rok nagrywał Dorotę, dyplomowaną pielęgniarkę opiekującą się dziećmi. „Rób to na wszelki wypadek, później nikt ci nie uwierzy” – poradził mu ojciec. Jedna kamera – nad łóżeczkiem córeczki, niby dla bezpieczeństwa dziecka, obraz wyświetlał się na ekranie telewizora w salonie. Do tego nowoczesna kamera ukryta w długopisie i kamera w telefonie. Wszystkie pracowały na pełnych obrotach. Tomasz nagrania kopiował, selekcjonował i zbierał w swoim komputerze. Twierdził, że żona o wszystkim wiedziała, czemu ona zaprzeczyła. Kompromitujący filmik znajdował się w sieci przez kilka tygodni i zobaczyły go tysiące internautów, zanim został usunięty.
Wścibscy i naiwni
W tej wojnie nie bierze się jeńców, liczy się tylko zwycięstwo – mówią prawnicy specjalizujący się w rozwodach. Zwłaszcza gdy w grę wchodzą dzieci lub podział majątku. By przed sądem udowodnić winę, potrzeba twardych dowodów dyskredytujących przeciwnika. Plotki, pomówienia, wykradziona korespondencja towarzyszyły rozwodom od lat.