Bez audio i wideo
Bez audio i wideo. Jak żyć, nie widząc i nie słysząc
Bogdan
Lat 42, masażysta, dyplom ukończenia Instytutu Szkolenia Organistów przy kurii. Żona, troje dzieci. Całkowicie niewidomy od urodzenia na skutek konfliktu serologicznego, postępująca utrata słuchu od 20 roku życia – przyczyny nieustalone.
Śnią się emocje. I zdarzenia, które je wywołują. Strach. Jestem na torowisku kolejowym. Chcę przejść na drugą stronę. Czuję wibracje pod stopami, może słyszę resztki dźwięku zbliżającego się pociągu. I nie wiem, czy lepiej się cofnąć, czy iść przed siebie. Albo relaks. Leżę na łące, jest miękko. Czuję łaskotanie traw, powiew wiatru. Smaki, zapachy? Nie, nigdy mi się nie śnił zapach jajecznicy. Kolory? No, jak? Przecież ja ich sobie nie potrafię wyobrazić. Jako dziecko byłem przekonany, że jest taki kolor: niemnące. Mama spytała kiedyś w sklepie: jaki to kolor? A ekspedientka: a to jest, proszę pani, takie niemnące. Nie, nie widzę ciemności. Tego po prostu nie ma, doesn’t exist.
Wstaję wcześnie, o 5.40. Budzi mnie wibracja w komórce (wkładam do kieszeni naszytej na rękawie piżamy). Zaczynam od nałożenia aparatu słuchowego. Potem jak wszyscy – toaleta, poranny papieros. Zapalam normalnie, czuję ciepło płomienia zapalniczki.
Kto nie ma wzroku i słuchu, musi używać rozumu. Ubrania mam tak dobrane, że wszystko do siebie pasuje. Czasem się upewniam u żony, czy jest OK. Ale mało to widzących chłopów ciągle pyta swoje kobiety, jaka koszula pasuje do swetra?
Żona odprowadza do szkoły naszą siedmiolatkę. Synowie, 18 i 15 lat, idą oczywiście sami. Nie, ja nigdy nie odprowadzałem dzieci, bo przecież tak naprawdę to one by mnie prowadziły. A dziecko nie może być odpowiedzialne za dorosłego. Do przystanku mam 600 m.
To jest absurd, że w nowoczesnych autobusach ciągle coś gada.