O szóstej rano kolejkę zajmuje pierwszy stacz. Półtorej godziny później stacze uwijają ogon, chodzący w miejscu dla ogrzania się. Zaglądają do środka, ale przez szyby nie widać faktur materiałów ani fasonów sukien, bo hol jest ogromny i teatralnie wygaszony.
Wyprzedawany asortyment, w cenie od 10 do 100 zł, pochodzi z baśni i oper z lat 60., 70. i 80., zdjętych z afisza na zawsze. W kolejce mówi się, że dla wszystkich powinno starczyć. Przynajmniej odzieży z solowych partii, gdzie wchodziły baleriny na zastępstwo, a te z kolei były pewnie rozrzucone rozmiarowo od M do XXL. Jednak daje się odczuć historycznie znajomy chłód staczy do siebie nawzajem. Potęgowany tym, że nie wprowadzono limitu strojów na osobę.
•
Antrakt. W roli odgrodzonych ladą sprzedawczyń występują magazynierki kostiumów. Magazynierka do fotografa: – To trzeba złapać w kadrze. To będzie piękne, jak ten dziki tłum pędzi, jak za kartkowych czasów. Magazynierka do magazynierki: – Tak, to jest dobre porównanie. Magazynierka do ochroniarza: – Otwieramyyy!
I tu zaczyna się nowe rozdanie numerów kolejkowych – stacze biegną przez hol do szatni, ustawiając się równiutko wzdłuż lady odgradzającej ich z każdej strony od wieszaków. Można wybrać fason tylko wzrokowo i pokazać palcem, po czym magazynierka pakuje kostiumy w wielkolitrażowe worki na śmieci.
Kupujący rozluźniają się. Tak, teraz mogą opowiedzieć o sobie.
Pani i pan, oboje w starszym wieku. Ona wybrała dla niego średniowieczny płaszcz uczonego (z kryzą), dla siebie suknię z „Kniazia Igora” i turkusowy kapelusik. Nie żeby wielcy miłośnicy sztuki. On do emerytury był w roli mechanika, ale zawsze lubił pokazać inność zewnętrznie. Ona (on do niej mówi „babciu”) ma niedługo okrągłe urodziny, potem on, potem bliscy znajomi. Wszyscy złączeni przymusowo w młodości jednakowym fasonem PRL, teraz odreagowują na urodzinowych przyjęciach.
•
Antrakt. No, duży żal tli się w magazynierkach. Z kostiumami przeszły stylistycznie mnóstwo epok, konserwując i przerabiając. Wiedzą po numerach, wpiętych szpilką do każdej sztuki, która to opera („Czarodziejski flet”, „Carmen”, „Rigoletto”, „Holender tułacz”, „Ernani”, „Don Kichot”, „Kniaź Igor”, „Halka”, „Borys Godunow”, „Pan Twardowski”), jak w niej aktor cudnie szeleścił. A tu nie ma czasu celebrować tych koletów męskich, beretów, pazich pantalonów, kontuszy, żupanów. Magazynierka: – Prowadząc wypożyczalnię przy teatrze zauważam, że jest duży trend na stylistyczność, ludzie nabrali wyobraźni.
Licealistka w czarnym meloniku przyjechała wieczornym pociągiem z Warszawy z sumą uskładaną w wakacje z wciskania ulotek. Cechuje ją niebanalność, więc szuka dla siebie pokręconych ciuchów w stylu mundurki, cekiny, fraki, kamizelki, surduty, koronki, aksamit, melonik, żaboty. Lubi kontrasty, czerń i biel, styl zwany gotyk Lolita; Lolita – czyli słodka sukienunia, spineczki, dwie dyndające kitki, ale w kolorze mrocznym (to gotyk), nawiązujący do postaci mangowych z japońskich komiksów. Manga to wywodzące się z języka japońskiego słowo oznaczające zarys, karykaturę, szkic. Coś więcej niż disnejowskie kreskówki. Tu pojawiają się prawdziwe dylematy, np. główny bohater ma notes, gdzie zapisuje nazwiska morderców, których ominęła sprawiedliwość. Wpis powoduje, że natychmiast giną w męczarniach. Pytanie: robi dobrze czy źle? Już kilkanaście tysięcy zafascynowanych czyta w wersji polskiej trzy magazyny mangowe (z nakładem do 6 tys. egzemplarzy), wzorując się wizerunkowo.
Gotyk Lolita preferuje: nienaturalnie duże ciemne oczy (kolor można zmienić soczewką), bladość (można ją zachować odgradzając się od słońca parasolką) i niskość. Co jest stresujące, bo wysokość Kamili (pierwsza licealna) to 163 cm. Jeszcze kilka centymetrów w górę, a – przymierzając kryteria mangowe Japoneczek – będzie synonimem chłopki.
•
Antrakt. Najlepiej schodzą mundury i zbroje. Magazynierki wzywają ochroniarza, gdyż w holu przysiadł się człowiek niezamierzający nic kupić. Tylko rozmawia i przeszkadza. Niekupujący do kupującej: – Pasuje pani ta zieleń. Pani musiała być piękna. A mój wygląd kiedyś był taki (wyciąga sfatygowaną legitymację). Ma na imię Włodzimierz, wąsy zmuszony był zapuścić, żeby przykryć nieposiadanie zębów. Malarz ścienny na rencie z powodu Heinego Medina. Brat był tu dyspozytorem transportu, więc Włodzimierz wchodził od zaplecza. Najbardziej lubił „Ognistego ptaka”.
Człowiek w kożuszku kupuje już 20 pełny worek i nie reaguje na błagania kolejki: Niech pan przestanie! A po co panu tyle? Z żoną pan się w nocy przebiera? Pewnie macie takie powodzenie, jak tramwaj w Boże Narodzenie! Zwracam się do pana z prośbą, proszę mi zostawić dwie peleryny! Bardzo pana proszę, zrobił pan nas wszystkich w jajo.
Kolejka powołuje się na ustawę o przeciwdziałaniu spekulanctwu i prosi magazynierki, żeby coś z tym zrobiły.
Ale Piotr Kulczyk musi kupować, bo jest biznesmenem w trzech stylizowanych branżach, działającym w Krakowie. Pierwsza to szczudlarstwo (dlatego nie wykupił ciężkich kreacji na futrze, w których szczudlarz chwiałby się na eventach promocyjnych). Przy czym to nie są ludzie z łapanki, tylko dorabiający aktorzy z dyplomem.
O, na przykład ta betonowa donica, wbita w kostkę Bauma na placu przed Teatrem Wielkim. Jak ją zareklamować? Najprostszą formą byłoby wciskanie ulotek. Jego firma idzie w rekwizyt i fabularność. Przykładowo (to pomysł niezrealizowany, inspirowany zobaczoną donicą): szczudlarz, przebrany za połówkę donicy, z dziurami na ręce i nogi, przemieszcza się po głównych szlakach miejskich i szuka swojej drugiej połowy, czyli drugiego szczudlarza. Kilku innych chodzi w tle, występując w roli nawiązującej do produktu, na przykład kwiatek, który chce wskoczyć do donicy. Na końcu jest zwieńczenie, najlepiej na jakimś uczęszczanym ryneczku, czyli połówki donic łączą się, a ich szczęście wizualizują miotacze ognia. Potem oglądającym, którzy nie zdają sobie sprawy, że są wciągnięci w grę, jakaś dzierlatka wręcza ulotki. A to już nie jest sucha informacja spreparowana w milionie sztuk.
Druga działalność to niekomercyjny kostiumowy teatr uliczny, który opowiada niekomercyjnie o współczesności. Na przykład fabuła dotyczy kultu młodości: dziś cyrograf celebryci podpisują nie z Mefistofelesem, ale z chirurgiem plastycznym. Więc starość trzeba oszukać, ograć, wywinąć się jej.
Trzecia to żywe rzeźby. Jeśli witryna twojego salonu, stoiska potrzebuje odmiany, a dotychczasowe sposoby reklamowania nie przyciągają klientów, możesz postawić w niej ruchome posągi z mimów. Przechodnie zatrzymają się, będą fotografować się z witrynami, potem fotografie z darmowo zatrzymanym w obiektywie logo pokażą znajomym.
Ze szczudlarzy skorzystały już Ambasada RP w Hadze, wojewódzkie parki rozwoju i wypoczynku, salony samochodowe. Firma jest otwarta na rozbudowane scenariusze tematyczne lokalnych pikników, z wykorzystaniem miejscowych legend.
•
Antrakt. Magazynierka do magazynierki: – To nie ma sensu. Jednak powinien być limit, na przykład do trzech worków na osobę. Niekupujący do magazynierek: – Wszystko w życiu ma sens. Z ich perspektywy pewnie marnuje czas, czekając do 15, żeby wypić kawę w otwieranej po południu teatralnej kawiarence. O, zegarek na jego nadgarstku wskazuje jeszcze czas letni, niecofnięty. Bo żyje zegarem biologicznym, nie oszukuje czasu. Rozmawia z kolejką o cierpliwości.
Małgorzata, fotografka kobiet, kupiła ostatnie peleryny – bordo z cekinowym obszyciem. Przyszła z powodów biznesowo-misyjnych. Chodzi o prowokowanie pań podczas stylizowanych sesji z cyklu „Foto – odkrycia Dzikiej Kobiety” i „Magnetyzm Kobiecości” do odnajdywania szacunku do samych siebie. Sesje są grupowe (250 zł od osoby przy minimum trzech modelkach). Kobiety, zdołowane codziennością, mężami, rozwodami, chorobami, kilogramami po dzieciach, stroją się w rozrzucone kostiumy, buty, peruki, dodatki, temperowane przez stylistkę, żeby nie przerysowały wybranej dla siebie roli. Potem wychodzi z nich eteryczność, femme fatale, szamanka z afrykańskiej wioski, renesansowość, romantyczność, pierwotność.
Wizażystka uwypukla to, co najpiękniejsze w rysach, a Małgorzata patrzy w oko aparatu i mówi do nich emocjonalnie, naciskając spust: zaraz poczujesz (o, tak!), uwolnisz i zatrzymasz (o, tak!) na fotografii swój magnetyzm (o, tak!); byłyśmy natchnieniem dla artystów, powodem rozpętania wojen, teraz uśmiech, tajemniczy, dobroduszny, dziki, uwodzicielski (o, tak!). Następuje szelest halek, koronek, tiuli. W pewnym momencie czuje, że mogłaby wyjść, ona, stylistka, wizażystka, a kobiety tego nie zauważą, zostają ze sobą jak kiedyś zrzeszone w kole gospodyń wiejskich.
Po sesji dostają na CD 20 zdjęć z okładką zaprojektowaną indywidualnie do każdej. Na tkliwo, drapieżnie, lirycznie, prozaicznie. Wieszają je w antyramach na ścianie sypialni albo wrzucają na Facebooka i poznają zupełnie nowego faceta.
A to historia fotografującej Małgorzaty: zamążpójście, praca, przerwa na dziecko, nagła śmierć męża, stany depresyjne, chodzenie po bezpłatnych stowarzyszeniach kobiecych, szkolących za unijne pieniądze w nabywaniu poczucia własnej wartości (program operacyjny Kapitał Ludzki), gdzie przypomniała sobie, że 25 lat temu skończyła studium fotograficzne.
•
Antrakt. Nawiązując do Unii, używane nakrycia głowy pozwala ona wyprzedawać, ale peruk i butów nie. Żal tych butów magazynierkom, kiedy dział gospodarczy zdaje je do utylizacji. Magazynierka do kupującego: – To nie jest, proszę pana, czapka ułańska, to jest czapka pazia z pawim piórkiem. Kolejka nie pozwala ochronie wyrzucić niekupującego. Co wrażliwsi dostrzegają jego samotność. Musi cierpieć na głód rozmowy.
Monika tak się poświęciła, a zobaczyła tylko stalowe ramy wieszaków. Stacze wykupili nawet drugoplanowy strój żabki. Chciała zaopatrzyć swoją agencję, której oferta to m.in. widowiska rozrywkowe, festyny, dożynki, wyjazdy integracyjne, wesela, studniówki, nawiązujące stylem do różnych regionów i czasów. W tym eventy z gazeciarzem w tle, czyli firma wydaje reklamową gazetkę, wystawia się na mieście chłopaka w czapce na bakier, który krzyczy: Kurier… (tu pada nazwa firmy).
Credo agencji: z nami nawet w czasach kryzysu można się bawić, pozwolimy ci zapomnieć o dzisiejszym dniu, ty wybierasz świat, do jakiego chcesz się przenieść, a my kreujemy go; jeśli wiesz, o czym marzysz, pozostaje tylko dopracowanie szczegółów; jeśli nie wiesz, pomożemy ci to sobie uświadomić.
W ofercie są następujące światy: Kryminalna Rosja (gości wpuszcza Pugaczowa i mafia ze złotymi zębami); Lata 20. lub 30.; Latynoska noc; Hiszpańska noc; Noc cygańska; Country&Western; Noc z wróżką; Noc z hipnotyzerem; Seksmisja (żeby otworzył się szlaban, mężczyźni muszą zostać znaturalizowani, w tym celu dostają tabletki i kolczyki). Klienci, odreagowując to monotonne korpo-ludkowe życie, uwielbiają te role. Bez przerwy trzeba wymyślać nowe światy dla hoteli i sal konferencyjnych.
Obecnie jest moda na przenoszenie się do świata piratów z Karaibów. Firma wygrała przetarg dla hotelu na urządzenie pirackiego świata z okazji sylwestrowej. Jest już scenografia na statek, atrakcje klimatyczne w stylu rzucania nożami, jeszcze trzeba gości w coś ubrać.
Nie starczyło też kostiumów dla amatorów LARP (z ang. live action role playing), choć jechali siedem godzin aż z Wrocławia. Chodzi o terenowe gry fabularne, rozgrywane na żywo, w które bawi się młodzież ambitna (kontestując komputerowy wirtual). Reżyser jest jedyną osobą, która zna scenariusz w całości. Reszta dostaje kopertę z zarysem psychologicznym postaci i minimum informacji potrzebnych do rozpoczęcia gry, potem improwizuje. Do gier średniowiecznych potrzebne są tuniki (jeśli w średniowieczu było lato), zimą – zwierzęca skóra, do futurystycznych – mundurowość.
•
Kurtyna. Choć w teatrze zostało na stanie 53 tys. kostiumów, jednak magazynierkom żal tych sprzedanych. Niekupujący do siebie: – Jest ten sam początek i koniec. I dla człowieka, i dla sukni jakiś termin ważności.