Rozgrzeszenie bez pocieszenia
Czy cudzoziemcom opłaca się abolicja i legalny pobyt w Polsce?
Na Ukrainie mówią, że abolicja to pewnie podstęp. Mama Lesi aż zadzwoniła do niej, żeby ostrzec: córcia, ty uważaj, bo mówili, że was wszystkich na Ukrainę deportują. A przecież twoje dziecko jeszcze dwa lata studiów ma do skończenia! Mama mieszka w Bieszczadach ukraińskich, gdzie w jedną stronę wozi się papierosy, a w drugą plotki. Lesia od 6 lat jest w Polsce, a mamy nie widziała od 2006 r. Stara się nie wierzyć w jej gadanie. W końcu sama o tę abolicję walczyła. W październiku 2010 r., razem z kilkudziesięcioma innymi imigrantami, zorganizowała demonstrację pod Sejmem. Na transparentach mieli hasła: Nikt nie jest nielegalny! Chcemy płacić podatki i wystawiać rachunki! Z koleżankami Ukrainkami bały się, gdy po demonstracji za ich samochodem jechała policja. Ale dla Lesi, tak samo jak dla innych nielegalnych imigrantów w Polsce, życie to ciągły strach. Właściwie to żadne życie.
Od 2 stycznia do 2 lipca 2012 r. mogą składać wnioski o abolicję, czyli unieważnienie faktu, że przebywali w Polsce bezprawnie; abolicja jest równoznaczna z pozwoleniem na pobyt w Polsce przez kolejne dwa lata.
Z poprzednich abolicji, w 2003 i 2007 r., skorzystało mniej niż 5 tys. osób. Wtedy zbyt wysoko zawieszono poprzeczkę: potrzebny był udokumentowany aż 10-letni pobyt, zezwolenie na zatrudnienie, umowa najmu mieszkania. Tamte akcje były też słabo nagłośnione. – Tym razem postawiliśmy na kampanię informacyjną i bardzo liberalne kryteria – mówi Ewa Piechota, rzecznik Urzędu ds. Cudzoziemców. Są więc plakaty w komunikacji miejskiej i spoty w telewizji, strona internetowa i infolinia. Informacje po angielsku, rosyjsku i wietnamsku. Urząd wydał na kampanię 85 tys. zł. Wszystko po to, żeby dotrzeć do Ukraińców, Wietnamczyków, Ormian i Czeczenów – to najbardziej liczne grupy cudzoziemców, które z abolicji mogą skorzystać.