Niepokoi ją zwłaszcza to, że są oni opłacani przez redakcje gazet, tygodników oraz stacje radiowe i telewizyjne, które ich zatrudniają. Skutek jest niestety taki, że dziennikarze ci, wykonując swoją pracę, bogacą się.
Od dawna podejrzewa się, że media mainstreamowe zatrudniają dziennikarzy, a także płacą im za teksty świadomie i celowo. Najwyraźniej mediom tym zależy na tym, aby dziennikarze byli w nich zatrudniani i przez nie opłacani, bo wtedy, zamiast pisać i nagrywać, co chcą, muszą wyrabiać wyśrubowane normy wierszówkowe, pisząc i nagrywając to, co zostanie im zlecone. Jest to, według Lichockiej, sytuacja szkodliwa i zabijająca wolność mediów.
„Idealną sytuacją dla dziennikarza jest bycie niezależnym finansowo” – mówi publicystka. Uważa, że jedynie taki dziennikarz powinien się za dziennikarstwo brać, gdyż „tylko niezależni finansowo mogą to robić w naprawdę wolny sposób”. Nie jest tajemnicą, że tacy ludzie są (choćby sama Joanna Lichocka), jednak większość stanowią ci, którzy „raczej troszczą się o to, jak spłacić kredyt, żyć spokojnie, wychować dzieci i jeździć na wakacje”.
Jako przykład ludzi wolnych Lichocka podaje zespół „Gazety Polskiej”, złożony z dziennikarzy „niezależnych mentalnie”. Nie kryje, że tę mentalną niezależność przypłacają oni tym, że nie są bogaci. „To nie jest miejsce, które daje odskok do kariery i bywania na salonach” – zauważa gorzko. Ale nieobecność na salonach i niewielkie dochody rekompensuje im fakt, że mogą przemawiać głosem własnym, wolnym od presji pieniądza, kariery, salonu czy atrakcyjnego wyjazdu wakacyjnego.
Oczywiście można się spierać, czy na pewno jest to głos zupełnie wolny i niezależny, skoro za swoją pracę w „GP” dziennikarze otrzymują skromne honoraria, a niektórzy mają tam nawet etaty. Ale nie bądźmy drobiazgowi. „Płacą tu dużo mniej niż w TVN czy w »Fakcie«” – mówi Lichocka, co dostatecznie jasno tłumaczy przyczyny wysokiego poziomu merytorycznego artykułów zamieszczanych w „GP”. Osobiście nie mam pojęcia, ile płacą w TVN i w „Fakcie”, ale podejrzewam, że musi tu chodzić o sumy, które absolutnie wykluczają uczciwe opisywanie rzeczywistości z pozycji niezależnych mentalnie.
Obawiam się, że w świetle uwag Lichockiej wiarygodność tekstu, który Państwo czytają, pozostawia wiele do życzenia. Ze wstydem przyznaję, że nie pisałem go jako człowiek mentalnie niezależny, ale jako człowiek obciążony kredytami i od lat opłacany przez redakcję POLITYKI. Na swoją obronę mogę powiedzieć, że POLITYKA, mimo że płaci mi przyzwoicie, wciąż nie płaci mi tyle, ile bym chciał, co być może wyzwoliło we mnie trochę głęboko ukrytej niezależności i pozwoliło przemycić w tekście choć odrobinę prawdy. Chociaż nie oszukujmy się, ze zrozumiałych względów nie jest jej tyle, ile w tekstach Lichockiej i dziennikarzy „GP”.