Plażowy kostium typu bikini znali już starożytni, o czym świadczą freski – ukazujące kobiety kąpiące się i baraszkujące na plaży – znajdowane na ścianach domów sprzed dwóch tysiącleci na Sycylii czy w Pompei. Skąpe kostiumy czy wręcz nagość na plaży dawno dawno temu nie były niczym niezwykłym. Potem jednak i kąpiele publiczne i plaża i stroje plażowe – wszystko to na wiele wieków odeszło w niepamięć.
Zbawienny kontakt z wodą odkryto ponownie dopiero w XVIII w., tyle że nacisk kładziono na jego aspekt leczniczy, nie rozrywkowy. Przed wejściem do wody panie wchodziły do specjalnych budek na kółkach, gdzie przebierały się we flanelowe koszule z długim rękawem. Następnie w tychże budkach wjeżdżały do morza. Po wymoczeniu wracały w nich na brzeg i przywdziewały suchą odzież. Opuszczały je zapięte na ostatni guzik. Cała ta operacja kąpielowa zajmowała kilka godzin.
Kostium jak zbroja
Prawdziwe narodziny mody plażowej nastąpiły dopiero w wieku pary i elektryczności. Zażywanie kąpieli, które wcześniej było wyłącznie arystokratyczną ekstrawagancją, z początkiem XIX w. stało się atrakcją dla wszystkich. Decydującą rolę odegrało tu ugruntowanie się poglądu, że czysta woda używana w każdej postaci ma moc zdrowotną. Pojęcie kostiumu kąpielowego pochodzi z tamtej epoki. Dokładnie kostiumu, bo jak inaczej nazwać komplet złożony z sukni do kolan (żeby można było moczyć nogi), wełnianych pończoch, sztywnego gorsetu, rękawiczek i kapelusza? W innych językach – angielskim czy niemieckim – nazwa jest jeszcze poważniejsza i oznacza „garnitur”.
Ważny postęp nastąpił w połowie stulecia. W Anglii i Francji pojawiły się specjalne kąpielowe pantalony dla pań i dziewcząt, które nieśmiało zaczęły wypierać sukienki.