Bilet na mecz otwarcia Polska-Grecja przyjął więc od szefa swojej firmy z należytą wdzięcznością, choć bez entuzjazmu.
Od dziesięciu lat, od meczu Polska-Łotwa na stadionie Legii, należał do gatunku kibiców nieuczestniczących. Reprezentacja trenowana wtedy przez Zbigniewa Bońka grała eliminacyjny mecz do Euro 2004, mecz o wszystko. Zapamiętał, że z boiska wiało nudą, podobnie jak z trybun. Kibice osowiali i milczący, szaro, ziąb, a na koniec Łotysze wpakowali gola. Zmarznięty i zły obiecał sobie – nigdy więcej.
Teraz, z biletem w garści, złamał starą obietnicę i rozpoczął przygotowania do meczu. Wcześniej nawet przez myśl mu nie przeszło, by ozdobić samochód narodową flagą – uważał, że to pajacowanie. Ale to było wczoraj, teraz jakiś nagły impuls spowodował, że zahamował przy młodym Wietnamczyku handlującym przy szosie polskimi flagami uszytymi w Chinach (5 zł). Umocował flagę na swojej 6-letniej Corsie, włączył się do ruchu i przyjaźnie pozdrawiał inne auta z flagami.
Na dzień meczu Kowalski wziął w pracy wolne i wyruszył na inspekcję. Pojechał do podłódzkiego Strykowa nowo oddaną autostradą, o której z mediów słyszał, że jest zaledwie przejezdna, nie spełnia wymogów, wstyd i hańba. Jechał i jechał, i rozpierała go duma, autostradą jechało się ekstra, za oknem łopotała flaga, a przed i za jego Corsą jechali sami entuzjaści mistrzostw. Jechali, jak on, skontrolować stan posiadania.
Następnie Kowalski zawrócił w Strykowie i już w stolicy zaparkował na płatnym parkingu (8 zł za godzinę) przy lotnisku im. Chopina. Grek na niebiesko, Rosjanin na czerwono, Irlandczyk na zielono, zagranicznego kibica na lotnisku łatwo rozpoznać – informowali dumni ze swej kompetencji wolontariusze, też łatwo rozpoznawalni, bo w koszulkach z napisem volunteer.