W restauracji Malwa mówią, że proboszcz nie był zachwycony. Ale co zrobić, Euro – siła wyższa. Poza tym gminna orkiestra dęta, która przed treningami gra Hiszpanom „Guantanamerę”, mogłaby się nie wyrobić albo na procesję, albo na stadion. Ostatecznie flagi papieskie płynnie dołączyły do hiszpańskich i polskich. Na tablicy ogłoszeń parafialnych zawisły informacje o terminach otwartych treningów. A w czasie procesji z monstrancją proboszcz modlił się, aby pan Jezus wejrzał też na polskich piłkarzy, drużynę hiszpańską i wszystkich odwiedzających ją gości. To, że mistrzowie świata wybrali wieś na północy Polski, też postrzegane jest tu w kategoriach cudu.
Kiedy wójt Zbigniew Walczak zgłaszał Gniewino na listę ośrodków pobytowych dla drużyn Euro 2012, na pagórku, gdzie stoi hotel, pasły się jeszcze krowy. Do UEFA zawiózł komputerową wizualizację. Ale Gminny Ośrodek Turystyki i Sportu z trzema boiskami, kortem, pływalnią, kręgielnią i halą sportową był już gotowy. I było wiadomo, że po wielkim załamaniu Gniewino stawia na sport. Przed załamaniem stawiało na atom. W pobliskim Żarnowcu budowano elektrownię, a Gniewino było zapleczem budowy. Wpompowano tu ogromne pieniądze. Wzniesiono bloki, szkołę i ogromny hotel z 2500 pokojami, kinem i restauracją. Autobusy wahadłowe kursowały non stop, po kilkadziesiąt dziennie. Każdy miał pracę. – Wtedy co drugi tutaj to był murarz, tynkarz albo inny alkoholik – wspomina Piotr, lokalny artysta.
A potem budowa elektrowni atomowej stanęła, jednocześnie upadły pegeery i pracy nie miał nikt. Ludzie przychodzili do wójta, że nie stać ich na węgiel, wójt alarmował do Warszawy i słyszał, że nastał wolny rynek, a na węgiel trzeba zarobić. Mieli duży hotel, więc próbowali podczepić się pod niedalekie Cetniewo, gdzie jest ośrodek przygotowań olimpijskich.