Ja modlę się o chomika angorkę – mówi czteroletnia Basia. Wraz ze swoją grupą pielgrzymkową czeka na wejście do kaplicy ze świętym obrazem Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze. Dziś rano dotarli, szli dziewięć dni, Basia wyrobiła sobie przez ten czas opinię maskotki grupy. Teraz znowu rozbawiła najbliżej stojących. Mama Basi prosi o więcej powagi, nachyla się nad małą i obie recytują, o co się pomodlą:
– O obecność Pana Jezusa i Jego Najświętszej Matki Maryi Panny w naszym domku.
– Amen, amen! – wołają pątnicy. Ostatnią noc spędzili na obrzeżach świętego miasta. Jasna Góra w nocy podświetlona – jak obietnica łaski pańskiej, powiadają pielgrzymi. Przesiąkli w drodze biblijnym językiem – to teraz taki grupowy kod, którym mówi się nieco żartobliwie nawet przy składaniu namiotu, ale ironii w tym nie ma. Grupa jest zżyta, wesoła i już umawia się na pielgrzymki do innych polskich sanktuariów.
– O doświadczenie Bożego miłosierdzia w sakramencie pojednania – mówią.
– I o chomika angorkę – dodaje jednak Basia.
***
– Homo viator to człowiek w drodze, a droga to metafora losu człowieka – mówi młody franciszkanin z kolejnej grupy czekającej w kolejce do świętego obrazu. – O to chodzi, żeby zrozumieć, że droga jest celem życia człowieka.
Grupa jest wesoła, Pan Jezus ich musiał dobierać. A Matka Boska napawa radością duchowego spełnienia tuż przed progiem swej świątyni. Po młodych pielgrzymów do Częstochowy przyjeżdżają rodzice, a oni witają ich nie wychodząc z konwencji: – Oto nawiedzili mnie moi rodziciele.