Społeczeństwo

Na peklażu

Nowa mowa

Kiedyś to były melanże. Oczywiście, jeszcze wcześniej biby, balety i prywatki, ale nawet jeśli wsłuchamy się w słowa przebojów („lata melanży, trzy dekady w branży” – to z utworu Abradaba), zauważymy, że słowo „melanż” jako określenie imprezy towarzyskiej mieszka w polszczyźnie już długo. Tak długo, że wydaje się lekko zużyte, nadgryzione zębem czasu, a może nawet nadpsute.

Zmiana, która nadeszła (jak donosi poświęcony młodej polszczyźnie serwis ­vasisdas.pl), jest znacznie bardziej odporna na psucie. To „peklaż”. „Gruby melanż, gruba impreza” – definiuje to tekst innego hiphopowego nagrania, niejakiego ­Zeucera. W wersji nieco mniej grubej, a przynajmniej skromniejszej: peklażyk. Jak w euforycznym wpisie na temat jakiegoś jeszcze innego nagrania na Facebooku: „Wręcz idealne na weekendowy peklażyk!”.

Trudno przejrzeć intencje tych, którzy to słowo wprowadzili do obiegu. Podążmy jednak śladem peklowania – to z reguły wiąże się z zalewaniem. A potem – zgodnie ze starym zwyczajem – zalane musi swoje odleżeć. Nowoczesne metody peklowania wykorzystują mnóstwo substancji chemicznych, a skutkiem tego wszystkiego jest zahamowanie procesów gnilnych. Wiadomo, co zabija bakterie – alkohol. A skoro „pekla” to w niektórych rejonach Polski „wódka”, wszystko jest na miejscu. Wiadomo też, co ma odpowiedzieć średnio rozgarnięty rodzic na wieść o tym, że małoletnia pociecha idzie się peklować. Może na przykład zarządzić „kiszenie ogóra” – to oznacza bowiem nicnierobienie, nudę i siedzenie w domu. Takie, żeby zostać w temacie, marynowanie czasu.

Polityka 35.2012 (2872) z dnia 29.08.2012; Fusy plusy i minusy; s. 94
Oryginalny tytuł tekstu: "Na peklażu"
Reklama