Psychologia społeczna nie mówi bynajmniej, że jesteśmy głupi, bezwolni. Po prostu: bezrefleksyjni. Mechanicznie przyjmujemy treści, wypowiadamy niektóre opinie. Przykładów codziennie dostarcza obserwacja wydarzeń publicznych. Kilka dni temu europoseł PiS Ryszard Czarnecki, wytrawny gracz od lat obecny na scenie politycznej, przepytywany był przez Dominikę Wielowieyską na temat reformy emerytur. Dziennikarka zwróciła uwagę na paradoks. Wiele lat temu ówczesny poseł AWS Czarnecki gorąco popierał reformę emerytalną. Teraz - idąc za głosem przewodniczącego PiS - robi zwrot o 180 stopni, krytykując tę reformę. Gdy dziennikarka zapytała, jak to rozumieć, że jej gość jest "współwinny wielkiego oszustwa" używając języka Jarosława Kaczyńskiego, poseł krótko powiedział, że, owszem, kiedyś myślał, iż ustawa jest dobra, ale "z fajnych założeń jest niefajna rzeczywistość"... I zmienił temat mówiąc o radości, że wreszcie rozpoczyna się dyskusja między PiS, niezależnymi dziennikarzami a nawet PO nad... gospodarką.
Kto zauważył, że europoseł płynnie uniknął odpowiedzi na trudne i stawiające go w kłopotliwej sytuacji pytanie? Czy ktoś w ogóle po kilku dniach pamięta kuriozalną niekonsekwencję, wytkniętą przez panią redaktor?
Gdzie tu psychologia społeczna? W bezrefleksyjności. Mówiących, ale i słuchających. Klasyczne już badania na ten temat przeprowadziła Elen Langer. Sprawdzała, czy studenci przepuszczą w kolejce do ksero osobę, która podaje sensowne wyjaśnienie prośby (np. to jest dokument na egzamin magisterski i natychmiast muszę go dostarczyć z powrotem), albo bezsensowne (bo muszę zrobić xero). W innych badaniach do biur wpływała zapisana na firmowym papierze prośba o zaniesienie kartki - tej samej, na której jest prośba - do jednego z pokojów. Uwaga - nic poza tym na kartce nie było napisane.