Rok temu na skrzynkę mailową GROM przyszła wiadomość od amerykańskiej firmy Electronic Arts, czołowego producenta gier wideo na świecie. Ludzie z EA pytali, czy jeden z bohaterów ich najnowszej gry może być żołnierzem GROM? W jednostce dopiero po miesiącu zorientowali się, kto tak naprawdę do nich napisał i co im zaproponował. Spotkanie, a raczej zderzenie ludzi od cyberdemolki z realnym odpowiednikiem przyniosło jeszcze trochę zabawnych efektów, z których zaledwie kilka zobaczyć można będzie w grze „Medal of Honor Warfighter”. Na 25 października zaplanowana jest światowa premiera pierwszej współczesnej gry, w której bohater będzie nosił biało-czerwoną flagę. A raczej szaro-czarną, bo wszystkie naszywki GROM utrzymane są w kolorach maskujących.
Strzelanka pomyłek nie wybacza
Producenci gry i gromowcy o swoim pierwszym spotkaniu opowiadają oględnie. Czytając między wierszami, można odnieść wrażenie, że przyjęcie ze strony GROM nie było wylewne. Jednostka długo przekonuje się do ludzi. Unika medialnego szumu. Ale ostatnie lata nie były dla niej łaskawe. Zabrano jej własny budżet, drastycznie zmniejszyła się liczba chętnych do służby. Propozycję od EA postanowiono wykorzystać na podpromowanie marki. Ale na własnych warunkach. Zgodę na wejście w projekt, po uzgodnieniach z Ministerstwem Obrony Narodowej, wydał dowódca jednostki. Żeby nie burzyć pracy firmy, wybrano operatorów, którzy właśnie żegnali się z JW 2305. W jednostce odbyła się debata, co można pokazać, a o czym w ogóle nie będzie mowy. Okazało się, że lista rzeczy, których nie można, była tak długa, że skupiono się na tej drugiej. Tym bardziej że miała zaledwie trzy punkty. Uznano, że można pokazać ekwipunek podstawowy operatora. Jego zasłoniętą twarz i kilka gestów z bronią. Czyli właściwie nic.