Trzyletni chłopczyk i pięcioletnia dziewczynka, dwoje z pięciorga rodzeństwa, powierzonego opiece małżeństwa Cz. z Pucka, zginęło tragicznie w odstępie dwóch miesięcy. Małżonkowie przyznali się, że są sprawcami ich śmierci, choć początkowo twierdzili, że to wypadki: na schodach, pod prysznicem. Kto jest winien? Odpowiedź po kilku dniach wydaje się oczywista.
Zawinili rodzice zastępczy. Jeśli pobili te dzieci na śmierć, jeśli choćby tylko je bili – etycznie dyskwalifikuje ich to w zupełności. Kobieta mówi teraz o swych kłopotach ze zdrowiem psychicznym, których wcześniej nie ujawniła.
Zawiniła prokuratura, bo zlekceważyła niepokojące sygnały towarzyszące śmierci pierwszego dziecka. Można było zapobiec przynajmniej tej drugiej tragedii.
Zawiódł wreszcie system opieki społecznej nad dziećmi, bo ci małżonkowie w ogóle nie powinni być rodzicami zastępczymi. Po zaledwie trzymiesięcznym kursie dostali status zawodowej rodziny i powierzono ich opiece aż pięcioro maluchów – od roku do sześciu lat. A mają dwoje własnych: półtoraroczne i dziewięcioletnie.
Bo sąd, bo ustawa
Od stycznia 2012 r. obowiązuje ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Niedoskonała, ale jednak respektująca tę prostą prawdę, że dzieciństwo spędzone w tzw. placówce, a nie w rodzinie, nie jest szczęśliwe. System opieki nad dziećmi pozbawionymi rodziny biologicznej tworzą dziś – poza państwowymi domami dziecka – rodzinne domy dziecka, rodziny zastępcze (zawodowe i zwykłe – spokrewnione bądź niespokrewnione z dzieckiem). Czuwać nad nimi powinny instytucje, które związane są z powiatem i zwą się różnie, ale najczęściej tak jak w Pucku – Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. W takich centrach pracują psychologowie, pedagodzy, koordynatorzy, których zadaniem jest zorganizowanie odpowiedniej opieki, a potem utrzymywanie kontaktów, kontrolowanie, udzielanie wsparcia zastępczym opiekunom.