Użytkownicy Facebooka oburzali się na Marię Peszek za leczenie depresji na Dalekim Wschodzie (patrz: Z życia sieci). Jeden z komentarzy, autorstwa internauty o pseudonimie weirdnik, brzmiał tak: „Przy okazji wzburzu nad Peszek usłyszałem taką opinię, że ludzie, którzy mają na głowie utrzymanie siebie i/albo dzieci, nie wpadają w aż taką depresję, która uniemożliwia pracę i zaspokajanie podstawowych potrzeb”. Czyli nie „wzburzenie”, ale już tylko „wzburz”. Podobnie jak „wykon” zamiast „wykonania” w „Mam talent!”, a „wyprz” zamiast „wyprzedaży” w reklamie komórek. Zgubienie dwóch sylab ma tu podłoże czysto praktyczne. Jest prościej, szczególnie w zapisie. Ale „wzburz” brzmi świetnie także jako nośnik nowej treści. Bo jeśli wzburzenie narasta, a przez to trwa, to wzburz wydaje się uderzać szybko i z mocą, ale też błyskawicznie kończyć. Dziś ten obiekt zainteresowania, jutro następny.