W miejscowej prasie piszą, że Irmina, przyrodnia siostra Marka, namawiała go, żeby zabił swoją dziewczynę. Ale to nieprawda, żadnego greckiego dramatu nie było. Irmina uważała tylko, że jej brat Marek był za młody na stały związek. Urodzi się im dziecko. I z czego będą żyli?
Zresztą Anna, dziewczyna Marka, była jakby z innego kręgu. – Nasi podopieczni wchodzą w związki między sobą – mówią panie z ośrodka opieki społecznej w mieście. – Niepracujący i pijący, pracujący dorywczo i pijący potężnie albo tak, że da się wytrzymać, ci co żyją z zapomóg albo nie wiadomo z czego. Rzadko biorą do pary kogoś z zewnątrz. Swojski świat Marka i Irminy.
Miłość jak z filmu
Anna jest córką rolnika, który dodatkowo pracuje przy budowie dróg. Rodzice mają pięć hektarów i trochę przychówku, ale bez zarobków ojca by się nie utrzymali. Wieś leży pod miastem. Brat na warszawskiej budowie, siostra jeszcze w gimnazjum, chce uczyć się fryzjerstwa. Jest jeszcze jedna mała siostra. Anna uczy się w szkole zawodu kucharki.
Anna wychodząc z domu mówi: Zostańcie z Bogiem, tak jak żegnają się ludzie w przyzwoitej chłopsko-robotniczej rodzinie. Matce nie podobają się jej zbyt duże dekolty, ale tak się dziś nosi, mówi Anna.
Anna ma chłopaka, on żąda współżycia, ona odmawia, więc ją rzuca. Zgadza się przy następnym, taki teraz świat, ale ten też zostawia, choć ładna, miła, pracowita i dobra córka. Pewnie jest rozgoryczona.
Lecz staje się coś romantycznego. Dostaje esemesa od Marka, który ją zobaczył na ulicy i poczuł uderzenie pioruna. Wyciąga numer telefonu do niej od koleżanki i pisze, że kocha i chce się spotkać. Od razu. Jak w kinie.
Irmina mówi, że dla Marka była to pierwsza poważna miłość i że oboje bardzo się w sobie, niestety, zakochali.