Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Możemy wracać

Podobno różnica pomiędzy poetą a dziennikarzem polega na tym, że poetą się bywa, a dziennikarzem się jest. Dlatego kiedy na zaproszenie przyjaciół wylądowałem na gościnnej ziemi hiszpańskiej, nie zamierzałem tracić czasu, tylko obejrzeć tamtejszy kryzys z bliska. Pierwsze dni upłynęły mi na odzyskiwaniu mojej walizki. Kiedy już ostatni pasażerowie zabrali walizki z karuzeli, pozostałem ze swoim problemem sam. Minęła północ. Biuro hiszpańskiej linii lotniczej Air Europa, którą przyleciałem, było zamknięte. Na drzwiach numer telefonu, pod który należy dzwonić w godz. 8–24.

Rano dzwonię. „Język hiszpański – naciśnij jeden. Angielski – press two”. „Jeżeli twój bagaż zaginął – naciśnij jeden, zostawiłeś coś na pokładzie samolotu – naciśnij dwa... Wszyscy nasi konsultanci są zajęci, proszę czekać...”. Banalna to przygoda, wiele osób ją przeżyło.

W końcu odzywa się żywy człowiek. Nazwisko? Numer lotu? Numer bagażu? Proszę przysłać reklamację faksem. Faksem? Jestem turystą, w jednej koszuli pożyczonej od gospodarza, skąd ja tu wezmę faks? Czy nie można złożyć reklamacji osobiście, telefonicznie, przez Internet? Nie, tylko faksem. Wysyłam więc wszystkie dane do Warszawy, skąd dobrzy ludzie przesyłają w naszym imieniu faks. Dokąd? Nikt nie wie, mamy tylko numer telefonu. Dzisiejsze korporacje są bezimienne i nieuchwytne. Siedziba Air Europa może się mieścić wszędzie, czyli nigdzie. Mam czekać. Ile? Nie wiadomo. Zostanę powiadomiony.

Czekam dzień, dwa... Trzeciego dnia telefonistka w call center rozpoznaje mnie już po głosie. Gdzie pani jest? – pytam przymilnie. Na Majorce – odpowiada. Za każdym razem pyta mnie o numer reklamacji, numer, którego nie posiadam.

Polityka 42.2012 (2879) z dnia 17.10.2012; Felietony; s. 112
Reklama